Nie chcę nikogo obrazić.
Piszę ten tekst, ponieważ przeraża mnie niekompetencja niektórych osób. Podkreślam "niektórych". Tu będzie o pedagogach. Przepraszam, wiem, że tu zaglądają osoby z wykształceniem pedagogicznym i nie chcę nikogo obrazić, dlatego podkreślam, że to nie jest ogólna opinia. Po prostu w każdym zawodzie trafią się osoby z powołania, kochające swoją pracę, są też takie które znalazły się tam z przypadku, bo tak wyszło, bo nie dostali się na studia, na które chcieli i wybrali inne, ale też czasami się tak trafi, że ktoś nienawidzi tego co robi, ale nie ma wyjścia, bo na chleb musi zarobić. I tak jak napisałam, w każdym zawodzie tak się zdarza. Inna sprawa jest taka, że jak ktoś już się na tych studiach znalazł, to zamiast dążyć do tego, żeby coś z tych zajęć wynieść, to prześlizguje się z semestru na semestr po najniższej linii oporu. Tylko, że w przyszłości braki wychodzą.
Miałam już do czynienia z wieloma pedagogami, terapeutami, głównie za sprawą autyzmu naszego syna. Było różnie, bo ludzie są różni. Jednak chciałabym się tutaj skupić na Faustynce. Pisałam już kilkakrotnie, że się bardzo stresuje, że niechętnie chodzi do przedszkola, jest bardzo wrażliwa, bardziej przeżywa różne sytuacje. W tym roku szkolnym jest w starszakach, tzw. zerówka, czyli obowiązkowe przygotowanie przedszkolne.
Podstawowym błędem jaki tutaj popełniono i z którego wychodzą kolejne problemy jest to, że grupa mojej córki, to zlepek dzieci w różnym wieku, od 4-latków po 6-latki. Tych 6-latków jest dosłownie 8 osób w grupie 26-osobowej. To już nie można ich było dołączyć do grupy w której są same starszaki? Albo podzielić po równo na dwie mniejsze grupy, ale właśnie samych 6-latków?
Religia. Ksiądz przychodzi do grupy samych 6-latków, a połowa starszaków z naszej grupy (4 osoby zapisane na religię) ma we środę rano przychodzić do sali tamtych 6-latków. Faustynka panicznie się bała iść do tamtej grupy na religię. Dlaczego tych kilku osób nie prowadzi nauczyciel lub pomoc nauczyciela, tylko mają iść same? Dlaczego nie było zapoznania z księdzem? Przecież mógł kilka razy przyjść na te 5 minut do naszej grupy się chociaż przywitać? Ja wiem, że najprościej powiedzieć dziecku "Jak nie chcesz, to nie musisz chodzić", ale czy to jest aby na pewno właściwe rozwiązanie? Tyle się słyszy, że rodzice są sami sobie winni, bo rozpieszczają swoje dzieci, niczego im nie odmawiają, dla świętego spokoju wszystko kupują i sami w ten sposób uczą dziecko wymuszania. Tak, rodzice też są różni, ale nie tego ma dziś dotyczyć ten tekst. Najbardziej wkurzyło mnie jedno. No bo skoro ja w domu tłumaczę jak wygląda religia, co się tam robi, dlaczego pan ma sukienkę, że może sobie na zajęciach usiąść trochę z tyłu, że idzie razem z przyjaciółką, więc jej będzie raźniej i w końcu to dziecko na religię poszło, zestresowane, ale spróbowała. I o to mi chodziło, żeby tylko zobaczyła jak to wygląda. Bo szczerze to mi to wisi czy będzie na religię chodzić czy nie. Ale skoro się odważyła i poszła i zobaczyła, że tam wcale nie jest tak źle, to dlaczego do cholery jasnej Pani wychowawczyni po religii, zamiast jej powiedzieć, że jest z niej dumna, że Faustynka jest dzielna, to ona powiedziała "Jak nie chcesz, to nie musisz chodzić". Jutro będzie religia, zobaczymy czy tym jednym zdaniem Pani zniweczyła całą moją pracę i tygodnie tłumaczeń. To przecież nie o to chodzi, żeby dziecku przez całe życie ulegać, ustępować, je trzeba do życia przygotować, bo w życiu tak nie będzie jak to wygląda u Claudii, siostry mojego męża, że siedzi całe życie w domu z indywidualnym tokiem nauczania i nie wychodzi z pokoju, bo od małego jej powtarzali, że "szkoła jest zła, nauczycielki głupie i szkołę spalić". No i co? Musimy być z Panią jednym głosem, to musiałam przytaknąć i potwierdzić Faustynce, że nie musi chodzić na religię jeśli nie będzie chciała i ja nie wymagam tego od niej, ale też porozmawiałyśmy o tym jak było na tych zajęciach i poprosiłam, żeby spróbowała pójść następnym razem, bo koniec końców sama stwierdziła, ze było całkiem fajnie.
Inna sprawa. We wrześniu Pani coś powiedziała w grupie, że jak pójdą do szkoły, to będą mieć swoje szafki. No i Faustynka przeżywa codziennie przed spaniem, to że ona nie będzie wiedziała, która to jej szafka. Zamiast czytać/opowiadać bajki, to ja jej wieczorami tłumaczę, że to nie jest powód do zmartwień, że szafki będą na pewno podpisane lub ponumerowane, że zawsze możemy przykleić jakąś małą naklejkę i że nawet jak się pomyli, to nic złego się nie stanie, bo takie pomyłki się zdarzają a poza tym nie wiemy nawet czy tam są szafki czy zwykła szatnia z wieszaczkami i każdy powiesi rzeczy gdzie chce. I dziecko będzie przez rok przeżywać te szafki, bo Pani bezmyślnie coś powiedziała, ale nie wytłumaczyła do końca, a właściwie to w ogóle.
Pani niedawno powiedziała, że w szkole będą odpowiadać przy tablicy. Zacznie jakiś temat, ale się nie zagłębi, to po co w ogóle zaczyna? Teraz Młoda przeżywa, że "co jak nie będzie umiała przy tablicy odpowiedzieć na jakieś pytanie?".
Od wczoraj była akcja "zadanie domowe". Gdy wróciłam z córką z przedszkola do domu, ta przestraszyła się, bo jej się przypomniało, że kiedyś tam Pani dała zadanie w ćwiczeniach, które włożyli do teczki i mieli te teczki wziąć do domu, a ona zapomniała tej teczki z przedszkola, a to zadanie ma przynieść na jutro. Przeżywała to strasznie. Całe popołudnie i wieczór tłumaczyłam, że to nic, że rano powie Pani że zapomniała, że nawet ja mogę rano do Pani zadzwonić, że zadanie zrobi na następny raz, jak przyniesie teczkę do domu, że dzieci czasami zapominają o zadaniu, że Maciuś też już zapomniał dwa razy, co już do szkoły chodzi, że jej przyjaciółka też kiedyś nie przyniosła całego zadania. Dzisiaj nie chciała iść do przedszkola. Wysłałam maila do Pani, żeby Faustynkę uspokoić. Biedna sobie strasznie szkodzi tym przejmowaniem się takimi błahymi sprawami, nerwobóli już dostała przez to. Chyba musimy ją skonsultować z psychologiem, bo ona się wykończy. Chce być idealna. Ciągle jej powtarzam, że my nie wymagamy, żeby dążyła do ideału, że kochamy ją bez względu na wszystko. Jezu, ja też byłam perfekcjonistką i miałam bardzo ciężko w życiu przez to. Czy to jest dziedziczne? Ja miałam matkę zrytą psychicznie, która się darła jak dostałam w szkole czwórkę, wyzywała od głupków, gówien i tępaków. Myślałam że to jej wychowanie się przyczyniło do mojego dążenia do perfekcji, do niskiego poczucia własnej wartości, braku pewności siebie. Co robię nie tak? Często powtarzam jej, że jestem z niej dumna, że ją kocham. Często chwalę. Myślałam, że dzięki temu będzie silniejsza ode mnie.
I jeszcze jedno. Jest w grupie dziewczynka, z którą Panie sobie nie radzą. Nie radzą albo nie chcą, nie wiem. Dokucza innym dzieciom, bije, szczypie, nie słucha Pań, przeklina, pluje koleżankom do zupy, wrzuca dzieciom koraliki do kompotu... itp, itd. I co? Jajco! Nikt jej nie ruszy, nawet z rodzicami rozmów nie zaczynają, bo to dziecko z dysfunkcyjnego domu. I ona jest biedna, bo z patologii, a to ofiary są sobie winne, że się nie bronią. Brawo! To już trwa trzeci rok! Przez nią też Faustyna nie chce do przedszkola chodzić. Do szkoły też pewnie trafią do jednej klasy.
Jak wyluzować ten mój Mały Kłębek Nerwów?
Podpowiedzcie coś.
-------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałam właśnie fragment:
"Rolą rodzica nie jest sprawiać, aby dziecko miało życie pozbawione trosk – w końcu czekają je różne sytuacje, na które nie będzie miało wpływu. Jego zadaniem jest nauczenie swojej pociechy, jak radzić sobie z silnymi emocjami i nie poddawać się w chwilach stresu"
który tylko utwierdził mnie, że jednak postępuję dobrze tłumacząc i namawiając córkę. No faktycznie, mogłabym odpuścić i powiedzieć "Jak nie chcesz to nie idź dzisiaj do przedszkola", ale ja wiem, że nie tędy droga. Dlatego ciągle z nią rozmawiam, wyjaśniam, tłumaczę.
"Poczucie bezpieczeństwa to podstawa relacji z dzieckiem. Rozmawiaj, przytulaj, nie bój się okazywać uczuć i chwalić swoją pociechę. Niech czuje, że zawsze może na ciebie liczyć
Szczęśliwy dom daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. To miejsce, w którym nie boi się ono o czymś powiedzieć, do czegoś przyznać, w którym jest czas na rozmowę, obowiązki, ale też zabawę.
Bądź ciepła i troskliwa dla swojego malucha. Dużo go przytulaj– ten wiele znaczący gest poprawia samopoczucie i silniej zawiązuje więź między rodzicem a dzieckiem.
Okazywanie uczuć, zapewnianie o tym, że się kocha, że ktoś jest najważniejszy na świecie, nie jest niczym złym. Wręcz przeciwnie – buduje zaufanie i jest kluczowe dla rozwoju psychoemocjonalnego"
/Fragmenty zaczerpnięte z parenting.pl/
Masz racje, że namawiasz Faustynkę, zeby próbowała i dopiero wtedy decydowała czy coś jej się podoba czy nie., bo tak jak piszesz coraz częściej rodzice wychodzą z założenia - nie chcesz to nie musisz, a nie tędy droga.
OdpowiedzUsuńJunior też tak się wszystkim przejmuje, ale staramy się go jakoś uodpornić tłumaczeniem. Czy to działa - czas pokaże.
Mam nadzieje, że te nasze dzieciaki sie wyluzuja. Już nie mam pomysłu jak jeszcze pomóc Faustynce.
UsuńTo, o czym piszesz jest nam bardzo bliskie. Tygrys ma podobnie. Każda nawet najdrobniejsza sytuacja jest powodem do stresu. Nie dalej jak w niedzielę mieliśmy jechać do lasu. W drodze ból głowy. Tak się bał. W przedszkolu niby sobie radzi, jest ulubieńcem i kolegów i koleżanek, ale np. poczęstowanie dzieci cukierkami w urodziny to już stres. Wszelkie odejście od schematu. Wspieramy go, zachęcamy, tłumaczymy. Łatwo nie jest, a ręce opadają jak nauczyciele nie pomagają, a wręcz przeciwnie. My jesteśmy odbierani jako zhisteryzowani i nadgorliwi. A my tylko wspieramy i wychowujemy dziecko.
OdpowiedzUsuńWłaśnie "odejście o schematu". I Faustynka przeżywa gdy cos jest inaczej. Rano popłakuje, ma bóle brzucha, jeszcze przed samym wyjsciem musimy rozebrac kurtki, bo jeszcze raz musi do ubikacji, wieczorem bóle głowy. Boję się o nią, nie wiem jak jeszcze mogę jej pomóc.
UsuńSerce mi się kraja. Może warto skonsultować się z psychologiem, dobrym psychologiem, bo my już przerobiliśmy różnych "specjalistów".
UsuńTeż myślę że powinniśmy ją umówić do psychologa, chociaż wychowawczyni z przedszkola twierdzi że nie ma potrzeby, tylko że ona nie widzi tego co ja codziennie rano. No i właśnie, nie łatwo trafić na dobrego specjalistę. Też mamy różne doświadczenia.
UsuńJeśli będziesz szukała pomocy to nie w poradni psychologiczno-pedagogicznej... Sama z własnych doświadczeń, wiem jak opinia z takiej poradni może namieszać potem w życiu... Lepiej znaleźć dobrego psychologa dziecięcego... Mnie nauczycielki postrzegały jak tłumoka który siedzi pod miotłą... I była sugestia szkoły specjalnej...
OdpowiedzUsuńMatko Kochana! Właśnie myślałam o poradni... Poszukam, popytam :)
UsuńMoże kogoś z polecenia znajdę. Wiem jak ciężko trafić na dobrego specjakistę :/
Myślę, że to jak ona wszystko przeżywa mimo wszystko może być genetyczne, często jednak dzieci są w pewnym sensie podobne do rodziców również z charakteru. Dobrze robisz że ją popychasz do przodu mimo wszystko bo te lęki trzeba oswajać a nie uciekać przed nimi bo wtedy będą jeszcze bardziej rosły. Co do pani w przedszkolu - myślę że też trochę emocjonalnie podchodzisz do tego bo to chodzi o Twoje dziecko. Pani pewnie mówi różne rzeczy o szkole, żeby dzieci przyzwyczajać że to się zmieni, czy tamto się zmieni. To, że Faustynka tak mocno przeżywa każdą informację nie jest winą nauczycielki - ona jak ma całą grupę na głowie może nie zauważyć takich niuansów - zresztą w przedszkolu dziecko jest tak zaaferowane tym co się tam dzieje, że pewnie dopiero w domu ma czas na myślenie i przeżywanie tego wszystkiego. Jestem nauczycielem w przedszkolu i wiem że nie ma szansy, nawet najmniejszej przy dużej grupie pracować w każdym dzieckiem indywidualnie i wszystko wychwycić. Możesz zasugerować nauczycielce żeby może wyjaśniała bardziej te wszystkie kwestie bo dzieci potem w domu przeżywają bardzo takie informacje. Może nauczycielka nie ma świadomości że tak jest w Waszym przypadku. Może trochę bronię tej nauczycielki, może niesłusznie ale ja wiem jak to wygląda z drugiej strony. Rodzic skupiony jest na swoim dziecku, jego potrzebach, zna to dziecko najlepiej. A nauczyciel ma 20 takich dzieci i naprawdę nie jest w stanie znać ich tak dobrze.
OdpowiedzUsuńJa rozumiem ze bronisz nauczycielki :)
UsuńI zdaję sobie sprawę, że nie jest wszystjiemu "winna". Trzeba by zmieniać ogólny system, procedury. Wiem, ze najwięcej uwagi nauczyciela skuliają dzieci niegrzeczne i zwyczajnie nie ma kiedy skupić się na tych cichych i spokojnych. Szkoda, ale rozumiem.
Tylko że w przypadku tej religii Pani nam bardzo zaszkodziła. Ja z nią rozmawiałam telefonicxnie rano i ustaliłyśmy, że damy Faustynce czas do końca tygodnia, po czym Pani od razu po religii powiedxiała jej że nie musi chodxić mimo że po raz pierwszy odważyła się i poszła 🤦♀️
No to jak tak z nią ustaliłaś to faktycznie powinna się tego trzymać. Skoro były ustalenia z rodzicem i wiedziała że Ci zależy to faktycznie źle zrobiła. Nie zawsze bronie nauczycieli bo sama czasami widzę na grupach nauczycielskich czy słyszę od znajomych różne historie. Ale wiem też jak ytudno nauczycielowi wszystko wychwycić przy dużej grupie.
Usuń:)
UsuńTeż mam wrażliwe dzieckowiec doskonale to rozumiem. Mojej córce w tym roku zmieniła się pani wychowawczyni. Gdy po próbnym alarmie córka zapytała, kiedy będzie taki kolejny, to usłyszała "Nie zadawaj głupich pytań". Chodziła później i powtarzała, że jest głupia i nie nadaje się do szkoły... Podczas zajęć zgubiła ołówek (kolega jej zabrał i schował), Pani powiedziała, że więcej jej nowego nie da i najwyżej nie będzie robiła zadań. Następnego dnia musiała zabrać do przedszkola kilka ołówków bo bała się, że nie będzie miała czym rozwiązywać zadan.... Sama jestem m.in. po studiach pedagogicznych i uważam, że każdy kandydat przed pójściem na ten kierunek powinien przejść test psychologiczny, podobny jaki wykonują policjanci. Naprawdę spora grupa osób jest tam z przypadku...
OdpowiedzUsuńBoże, co za wredna baba. Każde dziecko z góry traktuje jako złe, niegrzeczne. Skąd się biorą tacy ludzie. Oby moja mała nie trafiła na kogoś takiego w szkole :(
UsuńMasz rację z tym testem psychologicznym, choć nawet taki test da się "oszukać", szczególnie gdy sie jest socjopatą. A później taki się pastwi nad innymi.
Jezu... Szlag by mnie trafił z tą babą.
UsuńBiedna córeczka :(
Biedna mala... Sama bylam takim wrazliwcem (zreszta do dzis jak mam zalatwic jakas sprawe, to od rana siedze na toalecie), a Nik ma to niestety po mnie. Kazda nowa sytuacja w szkole, to stres. Najbardziej przezywa kiedy musi na sobie skupic na chwile uwage, najchetniej schowalby sie do szafy.
OdpowiedzUsuńCzy psycholog tu pomoze, to nie wiem. Czasem trzeba sposobow, tylko problem, ze czesto nauczyciel musi wspolpracowac. Bardzo sie ciesze, ze amerykanskie szkoly sa pod tym wzgledem cudowne. Nauczyciele maja duzo pomocy i kazde dziecko dostaje niemal indywidualne podejscie. Sasiadka ma takiego wrazliwca i z nauczycielami musiala sie niezle nagimnastykowal, bo jej corka np. nie byla w stanie nic przeczytac na glos. Nawet jesli zostala po lekcji, nie mogla wykrztusic slowa jesli pani na nia patrzyla. A ta musiala ocenic jej czytanie. W koncu doszly do tego, ze mala czytala maskotce, a nauczycielka siedziala jak najdalej, byle tylko slyszec, odwrocona. Albo, w pozniejszych klasach, mloda paralizowalo kiedy miala zbyt duzy wybor tematow na wypracowanie. Nauczycielka znalazla sposob, zeby dziewczyna zaslonila wszystko, oprocz dwoch pierwszych tematow i wybrala jeden z nich. Niestety, to zeby znalezc sposob "na dziecko", wymaga wspolpracy i rodzicow i szkoly. A trafiaja sie tacy nauczyciele, szczegolnie ci starej daty, ktorzy wzrusza ramionami, ze dzieciak wymysla a rodzice sa przewrazliwieni i nic nie zrobia, zeby pomoc...
Kurczę, czyli jednak się da podejść indywidualnie do takiego dziecka. U nas szkolnictwo "za murzynami". Co to będzie w sxkole jak Faustynka już w przedszkolu sie tak boi? :(
UsuńŻeby tyllo trafiła na empatyczną wychowawczynię.
Ja też do dzisiaj mam problem żeby coś załatwic też się stresuję i aż trzęsę, głos mi się łamie. Ponoć 20% społeczeństwa jest WWO.
Siedzę w tym od środka i niestety, z ciężkim sercem muszę powiedzieć, że widzę jak niektórzy nauczyciele pracują na siłę, jakby ktoś ich do tego zmusił i ich praca daleka jest (nie mówiąc już że od ideału) nawet od minimum.
OdpowiedzUsuńTo strasznie przykre :(
UsuńPrzykre i przerażające. Nie chcę tłumaczyć siebie, bo może też do ideału mi bardzo daleko, ale dając z siebie 200 procent i całe serce uważam, że daję z siebie tyle ile mogę wszystkim dzieciakom. Moja praca jest moją pasją, powołaniem i uważam, że tylko takie osoby powinny pracować z dziećmi- nie tylko w szkole.
Usuń:)
UsuńRzeczywiście jest bardzo wrażliwa... Biedna Malutka. Ale pocieszę cię, że Tamaluga też często przeżywa różne sytuacje i jak się do czegoś zrazi to u nas też długie i trudne rozmowy.
OdpowiedzUsuńZ Panią nauczycielką powinnaś porozmawiać, bo nie sądzę żeby robiła to świadomie. Natomiast co jest absolutnie niedopuszczalne to zastraszanie dzieci przez jednostkę, na którą nie ma sposobu! Tego nie możesz odpuścić. Właściwie gówno cię powinno obchodzić, czy ona z rodziny dysfunkcyjnej, biednej, bogatej itd. Dopóki twoje dziecko czuje się zagrożone w jakikolwiek sposób i w dodatku to dziecko widzi, że nikt z dorosłych nie umie pomóc to jest to po prostu skandal. Spróbuj może skontaktować się z innymi rodzicami, nie wiem czy masz w grupie sensownych rodziców, i cos z tym zróbcie koniecznie! Dzieciak nie może terroryzować grupy i nie ponosić konsekwencji swojego patologicznego zachowania, bo taka sytuacja odbije się nie tylko na innych, ale też - przede wszystkim - na tym dziecku właśnie. Przedszkole przyzwalając robi mu krzywdę. Masakra. Daj mi znać, co wymyśliłaś.
Wracając do Faustynki. Ja też uważam, że psycholog może bardzo pomóc, myślę też, że wyrośnie z tego. Myślę, że z wiekiem nie będzie już tak stresować się pojedynczymi sytuacjami, ale przy tym zachowa całą swoją wrażliwość. Cudowną masz tę córkę :)
Z Panią wychowawczynią rozmawiałam często i aż mi głupio wręcz. Poza tym tracę nadzieję, że cokolwiek się zmieni. Pani ma tylko jedno do powiedzenia "Faustynka jest bardzo ambitna". Zaraz mi zarzucą, że pewnie terroryzuję ją w domu, bo chcę żeby była ambitna 😡 To tak jest, że zawsze zwalają na rodziców. Pamiętasz jak zaczęła do Maćka przychodzić pierwsza terapeutka? Rozwydrzyła nam Maćka, nie miała kompetencji, nie umiała z nim pracować, wyrządzała coraz większe szkody, aż w końcu stwierdziła, że to nasza wina. Myślałam że ją za kłaki z mieszkania wyrzucę i zasadzę jeszcxe kopa w zad na schodach. Przpepraszam, ale doprowadziła mnie do białej gorączki.
UsuńI w szkołach, czy w przedszkolach jest tak samo. Gdy rodzic zaczyna czegoś wymagać, odwracają kota ogonem zamiast się posptarać.
Odnośnie tej niegrzecznej dziewczynki - wielu rodziców się skarży i to już trzeci rok i nic się nie zmieniło.
Na pewno skontaktuję się z psychologiem. Szkoda że ta pandemia się tak ciągnie i ciągnie. Młoda chodziła na tańce do DK i to jej dużo dawało, stawała się pewniejsza siebie, a teraz zajęcia są zawieszone. Jej przydało by się kung fu, nie jako sztuka walki, ale dla równowagi ducha i spokoju wewnetrznego. Myślę, że w ogóle dobre by było próbowanie nowych rzeczy, podejmowanie nowych aktywności, żeby oswajać ją z tym, że nowego nie trzeba się bać.
O tak, pamiętam tę "terapeutkę" od siedmiu boleści. Jej w pierwszej kolejności by się terapia przydała i jakiś kurs podejścia do dziecka.
UsuńWiem, że nauczyciele są tacy, niestety. Oczywiście nie wszyscy, bo są wyjątki, ale - no właśnie - wyjątki. Muszę podzielić zdanie jednej z komentujących, że nie ma szacunku do tego zawodu. Ja też niestety opieram się na własnych (moich i córek) doświadczeniach i mogę na palcach jednej ręki policzyć tych nauczycieli z powołania z którymi miałam do czynienia.
Rzeczywiście brak zajęć dodatkowych to duża strata :( Miejmy nadzieję, że to wszystko szybko wróci do normy.
Mi nauczyciele zrobili wielka krzywdę, zniechęcili do nauki, robili ze mnie takiego zachukanego głuptaska. Nie mam za grosz szacunku do tego zawodu. Jedna z nauczycielek chciała za wszelką cenę umieścić mnie w szkole specjalnej... Moja wychowawczyni w gimnazjum powiedziała wprost mojej mamie że nadaje się na klozetową. A ja bardzo dobrze zdałam maturę, skończyłam studia. Tyle się mówi że rodzicom teraz odbija są roszczeniowi to też fakt, ale to zawsze dwie strony medalu
OdpowiedzUsuńStrasznie współczuję :(
Usuń