Idę dziś do lekarza po skierowanie do psychologa dla siebie, bo się sama za chwilę wykończę.
Ciekawe czy termin dostanę na za rok czy za dwa.
Jakie to wszystko głupie...
A czy trafię na "kompetentnego" psychologa?
Pisałam Wam kiedyś, że Agnieszka, siostra męża studiuje psychologię. Wiecie co ostatnio mówiła jak do nas przyjechała na Komunię Maćka?
Ma praktyki w hospicjum i opowiadała jak to ma wywalone, jaka to ona jest znieczulona. No "leżą takie stare dziadki z jakimiś paskudnymi guzami... fuj". "Mówię Dzień dobry, Jak się Pan czuje?, Dowidzenia" I odhaczone.
No to ja dziękuję za takiego psychologa.
Czuję, że nie mam wsparcia. Jak zwykle to samo.
Już mi się nie chce dźwigać ciężaru obwiniania. Może już po prostu nie mam siły na to.
--------------------------------------------------------------
Mąż wysiedział dziś kolejkę u psychiatry dziecięcej (ponoć jednaj z najlepszych, jeśli nie najlepszej), ponieważ mamy podejrzenia, że lek, który przepisała nie podziałał tak jak powinien, a ona z pyskiem "Czy ja mówię po chińsku?!" I opierdziela mojego męża, że niby wyraźnie mówiła, że leki mają być podane razem, jeden na wieczór, a drugi rano. Nie! Wyraźnie mówiła, że jeśli pierwszy lek nie zadziała to w czwartej dobie mamy zwiększyć dawkę, a jeśli to nadal nie pomoże, to po dwóch tygodniach od podania pierwszego leku mamy wdrożyć drugi, rano i zmniejszać powoli dawki pierwszego! Mąż tak słyszał i ja tak słyszałam, więc we dwoje się nie przesłyszeliśmy! Jakby to trzeba każdego nagrywać...
Psycholog szkolna też swoją drogą dała popis. Zjebała mnie, zjebała przez telefon, że to niby zamierzam dalej tak nic nie robić i brać dalej córkę na przetrzymanie, a nawet się nie zapytała jakie kroki poczyniłam w tej sprawie, a użyłam wszelkich starań by dziecko umówić do najlepszego specjalisty, najszybciej jak się da. Oooo.... jak mnie wtedy wkurwiła. Jak ja sobie otworzyłam paszcze... Jak jej wygarnęłam, że od stycznia ją o pomoc prosiłam, że dziecko jest pod opieką PPP od dwóch lat i ona nawet się tematem nie zainteresowała, mimo, że szkoła ma dokumentację, że jest bezczelna zarzucając mi, że nic nie robię, nawet nie próbując się dowiedzieć jak jest. Ona od razu zaczęła się bronić i zabezpieczać, że rozmowie się przysłuchuje wychowawczyni klasy. Myślała, że mnie przestraszy czy co? Ja na to: "Bardzo dobrze, że pani wychowawczyni przysłuchuje się naszej rozmowie, niech słyszy, że ja do pani od stycznia pisałam w sprawie córki, a pani mi odpisała, że uważam wrażliwość i wycofanie dziecka za wadę zamiast potraktować sprawę poważnie. Pytałam o możliwość zorganizowanie TUSów w szkole, to miała pani pomyśleć i myśli pani już luty, marzec, kwiecień, maj, mamy czwarty miesiąc jak pani myśli". Ona zaczęła łagodzić, żebym się tak nie unosiła i tak dalej.
Ja już mam kurwa dość tych wszystkich psychologów.
Czasem z niektórymi trzeba jasno i dosadnie i dopiero to działa. Ileż możesz prosić? Chociaż na pomoc takiej osoby i tak bym nie liczyła patrząc jak to wszystko wygląda. I tak jak mówisz - teraz skończyć studia psychologiczne - żaden problem. Ale być psychologiem to już jest sztuka.
OdpowiedzUsuń