Rozwala mnie system oceniania u córki w szkole.
Wzorowo zachowująca się uczennica ma zachowanie "dobre" bo zabrakło jej 5 punktów do "bardzo dobrego". Wychowawca prawdopodobnie doda jeszcze 10p za wszystkie godziny usprawiedliwione, ale gdyby nie to, dziewczyna ze średnią 4,9 nie dostałaby świadectwa z paskiem przez zbyt niską ocenę z zachowania.
Ale z historii gdy wg średniej z ocen wychodzi jej ocena "dobra" ma "dostateczną", bo wg systemu oceniania tej szkoły nie wystawia się oceny wg średniej tylko wg "widzi mi się" nauczyciela. A nauczyciel nie lubi, nie mojej córki, tylko uczennicy z którą moja córka siedzi w ławce. Także spoko! Córka zapytała nauczyciela czy coś może poprawić albo przygotować (choć wiele ją to kosztowało jako osobę nieśmiałą i wycofaną) ale nauczyciel nie zgodził się i nawet nie uzasadnił na jakiej podstawie wystawił ocenę, choć wg statutu ma obowiązek to zrobić.
A ile nieprawidłowości znalazłam przeczytawszy dokładnie statut szkoły...
Wg statutu w tygodniu mogą odbyć się nie więcej niż 2 sprawdziany. A często były 3!!!
Po conajmniej tygodniowej usprawiedliwionej nieobecności ucznia, nie można go oceniać w ciągu trzech dni od powrotu do szkoły. A nauczyciele powtarzają, że ich to nie obchodzi i nawet jeśli uczeń bezpośrednio po chorobie nie ma wykonanego zadania domowego*, to dostaje jedynkę!
Sprawdziany muszą zostać ocenione w ciągu 14 dni, a jedna z pań nagminnie potrafiła przeciągać do ponad dwóch miesięcy sprawdzanie klasówek!
O jak mnie to wszystko wkurza!
Nie czytałam wcześniej statutu, bo nie przypuszczałam, że ktoś nas będzie robił w chuja. A szczególnie nauczyciele.
Chyba ciągle za bardzo ufam ludziom.
I tu nie chodzi o oceny, pasek na świadectwie, broń Boże naciąganie ocen, tylko o sprawiedliwe ocenianie. Zaufałam i poraz kolejny popełniłam błąd.
Może trzeba było za przykładem innych rodziców latać do szkoły na comiesięczne konsultacje i jęczeć o oceny? Nie robiłam tego, bo chciałam żeby córka miała satysfakcję ze swoich osiągnięć, a nie przeświadczenie z tyłu głowy, że matka wyjęczała ocenę.
Może i powinnam udać się do Pani od historii, ale jeśli wystawi ocenę "dobrą" bo się upomniałam, a jest mściwym człowiekiem (co mam podstawy podejrzewać), to przez kolejne 4 lata będzie udowadniać mojemu dziecku, że nie umie. A to nie będzie dobre dla psychiki mojego dziecka.
Dlaczego uważam, że ta Pani jest mściwa?
Cały czas krytykuje uczennicę, z której starszym bratem były duże problemy (trafił do poprawczaka za kradzieże i wagary). Często powtarza tej uczennicy, że skończy jak brat. Straszy ją oceną niedostateczną na koniec roku, mimo iż dziewczyna ma pozytywne oceny. Ciągle się jej o coś czepia. Pech, że moja córka siedzi z nią w ławce, ale my nieoceniamy dzieci przez pryzmat ich rodziców/rodziny w jakiej się wychowały! Poza tym ta dziewczyna jest bardziej lojalna niż pozostałe razem wzięte.
Gdy córka jest chora, to nie ma opcji żeby się doprosiła o zdjęcia z zeszytów od koleżanek. Będą zbywać do wieczora, aż w końcu napiszą "Niech Ci ktoś inny wyśle" albo po ciągłym "za chwilę" - "Nie wyślę Ci bo mnie głowa boli". Tylko do wysyłania durnych linków to są pierwsze! Jedynie dziewczynka z którą córka siedzi coś tam wyśle, tyle że sama zazwyczaj niewiele ma.
Tamte do tego stopnia walczą o oceny, że myślą, że jak mojej córce coś nie przekażą, to będą lepsze. To jest chore!
Nie wiem jak moje dziecko wytrzyma w tej klasie kolejne 4 lata 😞
* może wyjaśnię, tak, w naszej szkole są zadania domowe, bo niestety rodzice uczniów sami je wywalczyli podczas jednej z wywiadówek, gdyż chcą sami te zadania robić, żeby podciągnąć 'pępkom' średnią 🤦♂️🤦♀️🤦
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz