Miłość Małżeństwo Macierzyństwo
niedziela, 18 sierpnia 2024
piątek, 26 lipca 2024
czwartek, 11 lipca 2024
wtorek, 4 czerwca 2024
I jak żyć? Jak tu, kurwa, żyć?!
Wczorajszy dzień przywitałam pełna nadziei, po to by przez wkurw załapać totalnego doła.
Jestem mamą 12-letniego chłopaka z autyzmem.
Byłam umówiona na wizytę w PZP Dzieci i Młodzieży na pierwszą wizytę bez dziecka do psychologa. Zapewniono mnie, że po pięciu wizytach będą decydować czy syna przyjmą czy nie. No niby dlaczego nie? Działają przecież równolegle z Poradnią Autyzmu, która jakimś dziwnym trafem nie prowadzi terapii choć w internetach zapewniają nie tylko diagnozę ale i właśnie terapię. Taaa, reklama....
Pokierowała nas tam obecna psycholog, z którą Maciek pracuje już prawie rok, po tym jak poprzednia, stricte od autyzmu i jedyna od autyzmu w przyszpitalnej Poradni Autyzmu, powiedziała, że ma grafik zapełniony do końca roku i mojego syna nie przyjmie, po czym z końcem roku przeszła z Poradni Autyzmu na Oddział w szpitalu i już w ogóle poradnia została bez psychologa. To tak kurwa można? To jest w ogóle legalne?
Wracając do obecnej pani psycholog - jest cudowna i bardzo się stara, ale jest też szczera, co w tym zawodzie jest rzadkością. Powiedziała wprost już po kilku zajęciach, że deficyty są tak duże, że nie jest w stanie z Maćkiem pracować i syn potrzebuje bardziej specjalistycznej opieki, najlepiej w Poradni Autyzmu. To jako, że w tej przyszpitalnej poradni się nie da, wydębiłam skierowanie i umówiłam syna do innej Poradni Autyzmu. Tzn. próbowałam go tam umówić, gdyż w rejestracji mnie poinformowano, że prowadzą tylko diagnozę i kazali się umówić do równolegle prowadzonej PZP, więc tak też uczyniłam. Już nawet pomijam te niemal roczne kolejki.
W końcu wczoraj nadszedł ten dzień. I co? I gówno, bo pani psycholog stwierdziła, że jak są deficyty, to już mi może powiedzieć, że syna nie przyjmą. "No ale jak to? Jeszcze go Pani nawet nie widziała! Zapewniono mnie o pięciu spotkaniach, po których dostanę odpowiedź".
-"Nie, nie, to do pięciu spotkań, ale ja już widzę po opinii ze szkoły, że my nie przyjmiemy, bo my tu oferujemy psychoterapie, bo to poradnia psychologiczna, proszę pytać w Poradni Autyzmu"
-"To właśnie z Poradni Autyzmu mnie tu przekierowali, bo u nich jest tylko diagnoza, a nie terapia, a syn diagnozę już ma".
-"To nie, to trzeba szukać gdzie indziej".
-"No ale gdzie, gdzie ja mam się udać?"
Pani psycholog w PZP przeprowadziła ten wywiad, ale jasno dała mi do zrozumienia, żebym się cudów nie spodziewała.
No i co? No i co teraz?
Chłopak, 12-letni, bardzo fajny, grzeczny, który MA POTENCJAŁ!!! Tak właśnie! On ma potencjał!!! Dlaczego go przekreślacie?!
DLACZEGO GO, KURWA, PRZEKREŚLACIE?!!!
Jak zwykle wszystko muszę robić sama. Tylko dlaczego wszyscy inni biorą kasę?
Po chuj te wszystkie poradnie istnieją? Po chuj!
Trzy lata o TUSy dla syna walczyłam. TRZY zasrane lata! bo wszyscy odsyłali od drzwi do drzwi.
A psychologów coraz więcej i więcej i więcej.
Collegium Humanum
Kolegium Tumanów!!!
wtorek, 28 maja 2024
A co to w ogole znaczy "wyszalec się za młodu"?
Ciężko zgodzić mi się ze słowami psychologa z ostatniej sesji. Myślę i myślę, analizuję, ale jedyne co mogę stwierdzić to to, że każdy człowiek jest inny i nijak mi tu pasuje stwierdzenie, że "kobieta przed macierzyństwem się musi wyszaleć, bo w innym wypadku będzie obwiniać dzieci, że się nie wyszalała".
Sorry, ale nigdy w życiu nie obwiniałabym dzieci za moje własne wybory. Zresztą od zawsze uważałam, że człowiek jest kowalem własnego losu.
Pani psycholog jeszcze nie wie, że ja się nie wyszalałam. Zawsze robiłam to co należy, to co powinnam i...
I nie żałuję. Czy coś ze mną nie tak?
Baa, mam koleżankę, która się wyszalała za młodu i szaleje dalej, mimo, że ma dzieci. Pisałam nie tak dawno nawet o niej, że chodzi nadal na dyskoteki ze swoimi koleżankami, które tez nie mają przecież po 20 lat.
A moja matka? Też się wyszalała. Urodziła mnie dopiero po 30stce, a i tak wszystko co złe było przeze mnie. Przeze mnie nie pracowała, przeze mnie nie zrobiła prawa jazdy, bla, bla, bla,...
Moje dzieci są najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. A było różnie. Jednak z każdym rokiem jest jakoś łatwiej. Nie, może nie łatwiej. Jest inaczej. Tak, właśnie. Jest inaczej.
niedziela, 19 maja 2024
Lęk
Czego się boję?
Że umrę za wcześnie zostawiając nieporadnego, niepełnosprawnego syna i córkę z zaburzeniami lękowymi.
Każdego dnia walczę o ich samodzielność i funkcjonowanie w dzisiejszym świecie.
Mają tylko nas.
Chciałabym żyć wiecznie i wspierać ich na zawsze.
Nie boję się śmierci, boję się że zostaną beze mnie...
piątek, 5 kwietnia 2024
Kilka słów o rodzicielstwie i zawodzie psychologa
To będzie dla mnie trudny temat, gdyż dotyczy mojej koleżanki i jej rodziny.
To jest jej życie i ja nie będę jej oceniać. Chcę tylko na jej przykładzie, bo po prostu znam go z jej opowieści, zwrócić uwagę na to, jak wielu z nas zaniedbuje to co naprawdę w życiu ważne, a goni za czymś, szuka czegoś, czego w rzeczywistości nie ma.
Lubię tą dziewczynę, a nasze córki się przyjaźnią.
Może zacznę od korzeni. Koleżanka została wychowana właściwie przez babcię, gdyż ojciec aby podnieść standard życia rodziny, pracował całe życie za granicą, a w domu bywał dosłownie dwa razy do roku, natomiast matka też dużo pracowała i prowadziła bujne życie towarzyskie, w którym nie było tak naprawdę miejsca na dzieci, a mieli ich dwoje. Moja koleżanka jest o 9 lat starsza od swojej siostry.
Wychowanie wychowaniem, ale czy aby na pewno powielanie schematów to odpowiednia droga?
W wieku 18 lat wyprowadziła się do chłopaka. Bardzo dużo imprezowali, czasami razem, jednak częściej osobno, gdyż nie do końca polubili towarzystwo w jakim obraca się druga połowa. Pobrali się na studiach i koleżanka zapragnęła powiększyć rodzinę, chodź powód był jak dla mnie abstrakcyjny, "bo koleżanki już mają dzieci". Mąż nie był przekonany, nie czuł się gotowy do roli ojca, wszak własnego nie miał, tzn. miał, ale takiego, który w każdym porcie miał kobietę i dziecko, i ten jej mąż wprost mówił o tym, że jeszcze nie chce mieć dzieci, jednak jego żona się uparła i po studiach zaszła w ciążę. Obydwoje jednak chyba nie do końca zdawali sobie sprawę, że decydując się na dzieci należałoby najpierw zakończyć hulaszcze życie. No i zaczęły się problemy. Najpierw kłótnie, że on wychodzi z kolegami, a później podrzucanie dzieci babciom. Jeszcze jakiś mądry psycholog doradził tej mojej koleżance, że jak mąż wychodzi na imprezy z kumplami, to ty idź z koleżankami i o zgrozo, posłuchała! A dzieci? Gdzie w tym wszystkim dzieci?
Rezultat jest taki, że małżonkowie mijają się w drzwiach. Ona co drugi dzień chodziła ze swoimi koleżankami na dyskoteki, a w pozostałe dni on z kumplami do pubu. Jak tylko się dało, to dzieci podrzucali jego matce, już nie młodej swoją drogą.
Gdy nadeszła pandemia mało się nie pozabijali w domu. Wszystko było nie tak. W końcu ona zaległa w salonie na kanapie przed Netflixem, a on w sypialni z laptopem.
Gdy życie wróciło do normy byli już dla siebie całkiem obcymi ludźmi, uciekającymi z domu, nie mogącymi się pogodzić z dorosłością. Wrócili do starych nawyków, które wydawało im się, że dają im szczęście. Jednak coś cały czas było nie tak. Pochłonęła ich gonitwa za pieniądzem, coraz droższe wycieczki, zdjęcia na instagrama, coraz więcej Whisky, dziwacznych zabiegów kosmetycznych, a w soboty przychodziła nawet pani do sprzątania i wiele innych takich bezsensownych rzeczy, które wpisywały ich w wyższy status społeczny, ale ciągle było im mało, ciągle coś nie tak, "bo koleżanki lepiej trafiły", "bo koleżanki mają dom, nie mieszkanie", "bo ich mężowie więcej zarabiają",... Materializm aż kipiał gdy mi się żaliła. Potrafiła nawet płakać nad siwym włosem, nie mogąc pogodzić się z upływającym czasem. A ile kasy potrafi zostawić u kosmetyczki to może przemilczę. Ja tego nie rozumiem, ale to jest jej życie, nie będę jej prawić morałów. Przecież i tak to nic nie da a tylko stracę koleżankę.
Widzę, że nie jest szczęśliwa, choć ciągle za szczęściem goni. Chodzi na dyskoteki, bo jak twierdzi tam dostaje atencję, której jej brakuje w małżeństwie, zastanawia się nawet nad zdradą, ale blokuje ją jedynie wstyd z powodu nadwagi. Zapisała się na tańce, na które chodzi dwa razy w tygodniu. Ma karnet na siłownię, choć korzysta z niej tylko raz w tygodniu bo nie ma więcej czasu. Dużo pracuje. Do domu wraca o 21, jeśli nie idzie na imprezę rzecz jasna, bo wówczas wraca dużo później.
A dzieci? Obecnie 12 i 8 lat. Pozostawione same sobie, ze swoimi problemami, frustracjami, wątpliwościami, wirtualnym światem i przekonaniem, że nie są nikomu potrzebne, że są zbędnym balastem.
A co mnie najbardziej w tym wszystkim zdołowało? Koleżanka zaczęła zaocznie studia, żeby w przyszłości jeszcze więcej kasy wyciągać, choć odnoszę wrażenie że głównie po to by w weekendy bezkarnie zwiać z domu.
A jaki kierunek?
PSYCHOLOG DZIECIĘCY
Jak ona zamierza pomagać innym dzieciom, jak własnego gniazda nie widzi?!
No jak?
----------------------------------------------------
I taka moja rada na koniec,
Jeśli chodzicie do psychologa lub zamierzacie rozpocząć terapię, przypomnijcie sobie ten tekst.
Bo psycholog, to też tylko zwykły człowiek i niekoniecznie dobrze wybrał swój zawód.
Weryfikujcie jego ewentualne rady, gdyż niekoniecznie mogą być właściwe.