Mąż wyjechał w delegację na szkolenie.
Dzisiaj mija czwarty dzień. Gdy mi opowiada jak zachowują się jego znajomi, jestem w szoku.
To co się tam wyprawia, nie mieści mi się w głowie.
Jakie są wasze doświadczenia związane z wyjazdami szkoleniowymi lub integracyjnymi z pracy? Może ktoś z Waszych najbliższych relacjonował co się na takich "imprezach" działo? Podzielcie się.
Wyjazdy czy imprezy integracyjne to stety (nie)stety, morze alkoholu, seksu i zwierzęcego zachowania... Dlatego tak bronię się przed takimi imprezami... Dla mnie to porażka, dno i kubeł szlamu. Czy ludzie naprawdę tak zdziczeli ?
OdpowiedzUsuńMasakra, u Was też?
UsuńNie pocieszyłaś mnie :(
U nas jest w miarę spokojnie :) Jest alkohol ale ale zazwyczaj wszyscy się pilnują aby nie przesadzić. Bez względu czy to jest bal firmowy czy wyjazd integracyjny w góry :) A pracuje w firmie gdzie są prawie sami mężczyźni :) Z drugiej strony u męża w pracy (ta sama branża) podobno na takich wyjazdach działo się.... Szczerze? W codziennych sytuacjach w pracy widzę różnicę pomiędzy moja a jego firma. Moja jest mniej "znana i prestiżową" ale ludzie milsi dla siebie, pomaga sobie wzajemnie po pracy i przyjaźnią się.
OdpowiedzUsuńJa rozumiem jedno piwko po kolacji, choć sama jestem daleka od picia alkoholu poza domem. Nie widzę w tym nic ciekawego. Nie lubię smaku piwa czy wodki, może jestem nienormalna? Lubię od czasu do czasu wypić lampkę wina, ale z mężem w domu.
UsuńNa tym wyjeździe może nie było tak źle jak pisze wyżej 1987, bo o seksie nic mąż nie wspominał, ale z alkoholem przegięcie i to właśnie znajomi męża, bo inni trzymali fason, a tu taki wstyd.
Cieszy mnie , że jednak są tacy , którzy się pilnują.
To chyba taki standard jak sie ludzie z domu wypuszczą świrują....
OdpowiedzUsuńPewnie większość tak.
UsuńU mojego meza jest kulturalnie. Hotel z trzema gwiazdkami, kolacja/obiad z odrobina alkoholu jesli ktos ma smaka (lampka wina/whisky) - to na wyjezdzie poza miasto a w miescie organizuja wyjscie do restauracji albo np. gokarty. Moze zly mam osad ale wydaje mi sie, ze sa na pewnym poziomie. Maja rodziny, juz jakis staz pracy i chca sie rozwijac, dazyc do czegos dalej wiec nie maja w glowie "najebac sie i bawic"... za to kolega co zarabia mniej, pracuje w ubezpieczeniach i tam nie ma rozwoju, jest "korpo" to seks, narkotyki, woda litrami... az nie wierzylam.... Ale on sam ledwo zyl po 4 dniach na wyjezdzie i byl az zolty 🙄 nie rozumiem tego 🤷♀️ ale on student, bez wlasnego kredytu na m, na wynajmie, w zwiazku luznym nie malzenstwie, bez perspektyw na jakas samorealizacje w pracy, praca taka "aby byla".
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mnie dobrze zrozumiesz o co mi chodzi z tym "poziomem".
To chyba zależy od kultury osobistej danego człowieka. Mam wrażenie, przynajmniej u nas tak to wyglada, że im starsze pokolenie, tym bardziej daje czadu. Mąż opowiadał, że najwięcej piły Panie 50+
UsuńDobrze, że już wrócił :)
Nie mam pojęcia co się dzieje na wyjazdach, ale byłam czynnym świadkiem imprezy pracowniczej. :D
OdpowiedzUsuńI jak? :)
UsuńNo, cóż... Po alkoholu puściły hamulce niektórym. Zwłaszcza, gdy szefowa pojechała do domu. Ja opuściłam miejsce hańby, żeby już nie widzieć różnych rzeczy, ale powiem ci, że to był jeden z 2 razów kiedy byłam naprawdę pijana :D Przełaziłam przez jakieś płoty i druty, po drodze zgubiłam zegarek, a potem w środku nocy, w piżamie, wciąż pijana poszłam go szukać.
UsuńA najlepsze, że znalazłam :D
Haha... wyobraziłam sobie jak szukasz w piżamie zegarka po ciemku na trawniku między blokami poruszając się niepewnym krokiem :D
UsuńPrze agentka z Ciebie :D
Ja na imprezach czy wycieczkach nie piłam. Jakbym miała po dwóch kieliszkach spać pod stołem to wolę nie ryzykować :P A jak się znam to mogło by tak być, bo po lampce wina śpię jak zabita.
:D
OdpowiedzUsuńNo, tak było :D
Dużo zależy od towarzystwa, bo jeśli jesteś wśród fajnych ludzi, przyjaciół, to można sobie raz na jakiś czas pozwolić na więcej. Ja też nie ryzykowałam i zazwyczaj nie przesadzałam z alkoholem. Widziałam potem jakiego kaca moralnego miały moje koleżanki i dziękowałam sobie w duchu, że nie zostałam na jakiejś imprezie. Nawet jeśli ja sama się pilnowałam i nie miałabym sobie nic do zarzucenia to nie chciałam być z taką imprezą kojarzona.
Doskonale Cię rozumiem :)
UsuńPrzypomniała mi się właśnie moja 18stka. To co wyprawiały moje koleżanki, właściwie popwinnam to słowo zapispać w cudzysłowie, i jak mi zepsuły fajną imprezę, a po wypiciu niemal wszystkich piw (chłopcy pili po jednym piwie, a dwóch było niepijących) skombinowały sobie jeszcze wódkę, a nad ranem zarzygały mi łazienkę i jeszcze musiałam po nich sprzątać! Nigdy nawet nie przeprosiły. A to jak się lizały z jednym takim gościem (pomijam, że one były 3 na jego jednego) to już przyprawia o zawroty głowy, zważając na to, że one nie były samotne. Jednej gość w tym czasie w Anglii zarabiał na pierścionek zaręczynowy!
A po imprezie moi koledzy wlekli je pod pachy do ich domów. Miały szczęście że to byli chłopcy na poziomie, bo z tak zalanymi w trupa mogli wszystko zrobić.
A ja się tak nimi przejmowałam i zamiast się dobrze bawić, to nie wiedziałam czy do jednej karetkę wzywać, bo jak się okazało brała przed imprezą jakieś leki i miała nie pić, no ale się spiła.
Ja zawodowo obracam się w gronie, któremu "nie wypada" więc moje imprezy pracownicze są po prostu sztywne i nudne :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdemu nie wypada niezależnie od wykonywanego zawodu :)
UsuńNiestety często ludzie nawet na bardzo wysokich stanowiskach zachowują się w odrażający i przekraczający wszelkie granice sposób.
Doświadczeń nie mam, rzecz jasna, ale z opowieści wiem, że na takich wyjazdach często jest "grubo". Może to legendy, na studenckich imprezach też nie bywałam i polegałam na cudzych przekazach. Ciężko cokolwiek powiedzieć...
OdpowiedzUsuńU nas takich spotkań nie ma. Raczej sztywne oficjałki z mowami najwyższego. Ale w poprzednim miejscu pracy męża, działy się różne rzeczy. Trudno było uwierzyć, że ludzie mogą się zachowywać w tne sposób, zwłaszcza Ci, którzy na co dzień są poważnymi mężami i ojcami.
OdpowiedzUsuń