Jak po rozpoczęciu nowego roku szkolnego?
Jak to u Was wyglądało?
U nas, tzn. w przedszkolu u córki, to jakaś tragedia i paranoja. Faustynka 1-go września stała w kolejce na kilkadziesiąt osób w deszczu i ciągle dochodziły nowe. W końcu się rozpłakała i nie chciała iść. Dobrze że syn miał rozpoczęcie dopiero na 9:30. Przyjaciółka mojej córki przyszła trochę później i stała pod przedszkolem aż 45 minut jak nie dłużej. Rodzicowi oczywiście nie wolno wejść do środka, jednak musi mieć rękawiczki i maseczkę. W drzwiach mierzą dziecku temperaturę i je zabierają. Przecież te procedury są durne. Jeśli rodzice będą chorzy, to i dziecko najprawdopodobniej będzie zarażone.
Dlaczego wchodzi się tylko jednym wejściem? Przecież gdyby otworzyli drugie i jednym by wchodziły grupy młodsze, a drugim starszaki, to by sprawniej wszystko poszło. Z odbieraniem dziecka to samo. Poszłam po młodą i stałam aż w bramie, taka była kolejka. Wczoraj trochę sprawniej to szło, ale i tak kolejki są. Rodzice się wściekają, bo spieszą się do pracy, bo inne dzieci muszą odwieźć do szkoły.
Musieliśmy porządnie przemyśleć logistykę biorąc poprawkę na te kolejki. Inaczej to miało wyglądać, bo ja miałam odstawiać dzieci, a mąż odbierać, ale jeśli utkniemy w kolejce z Faustynką, to nie zdążę z synem dojechać do szkoły. A kawałek drogi niestety mamy. Też nie chcieliśmy żeby Maciek od 7 rano siedział na świetlicy, przynajmniej nie na początek. Dla niego już sama zmiana otoczenia to mega wyzwanie. Kombinujemy. Wszystko się zmienia na bieżąco.
Ten reżim sanitarny, to i tak fikcja. Dzieci w przedszkolu się przytulają, całują. Córka się żali, że na placu zabaw ustawiają ich w kolejki, że jest ich strasznie dużo, bo wszystkie grupy idą o tej samej porze. To po co ta kolejka do drabinek, skoro nikt ich nie dezynfekuje między jedną grupą, a drugą? To głupie jest. Nie można każdej grupy wziąć na dwór o innej godzinie? Co to za udawane procedury, które i tak nic nie dają? Albo żyjmy normalnie, przechorujmy to gówno, skoro i tak ma z nami zostać jak grypa albo wprowadzajmy sensowne obostrzenia, a nie że do sklepu można wejść w byle majtkach na mordzie.
Higiena niby też taka ważna, ale nikt mycia rąk nie kontroluje. Dzieci chodzą do łazienki w grupach 3-osobowych, ale bez nauczyciela. No i niestety niektóre z nich puszczają tylko wodę, zakręcają i mają już "umyte" rączki nawet ich nie mocząc.
Córki nie mogę odebrać z przedszkola wcześniej niż o 14.30. Dlaczego? Co to ma na celu?
Jednak żeby ją o tej porze odebrać muszę pod przedszkolem koczować już pół godziny wcześniej, żeby sobie zająć kolejkę. No cyrk.
W terapeutycznej szkole syna to trochę lepiej wygląda. Klasy są 8-osobowe. Miały być po 15 dzieciaków, ale z powodu epidemii podzielili jeszcze na pół i dobrze. W mniej licznej grupie może się prędzej skupi i czegoś nauczy.
Dziecko normalnie wchodzi z jednym rodzicem (rodzic ma maseczkę), ma zmierzoną temperaturę, dezynfekują ręce. Wszystko idzie sprawnie, bo rodzic pomaga dziecku się przebrać. Przychodzi Pani, prowadzi dziecko na górę. Ot cała filozofia. Po lekcjach też normalnie rodzic przychodzi do szatni, dzwoni domofonem, sprowadzają dziecko i już. Obiad każda klasa ma o innej porze, więc na stołówce uczniowie z różnych klas także się nie spotykają. Dziecko można normalnie odebrać po obiedzie o 13 godzinie. Jeszcze nie mamy rozpiski z zajęciami pedagogiczno-psychologicznymi, które będą realizowane w szkole po lekcjach. Cieszę się bardzo, bo myślałam, że będę jeździć z synem na te zajęcia na drugi koniec miasta, jednak okazało się, że psycholog, logopeda, pedagog, fizjoterapeuta IS będą mieć dyżury w szkole, a będzie to dla nas bardzo wygodne.
Maciek zadowolony. Nie wierzę, że tak łatwo poszło. Szkołę już trochę znał, bo jeździliśmy tam na rehabilitację w ubiegłym roku. Było mu na początku bardzo przykro, że jego przyjaciel z przedszkola, również z autyzmem, nie idzie z nim do tej szkoły. A gdy dowiedział się, że będzie w klasie z taką dziewczynką, którą znał dużo, dużo wcześniej jeszcze z przedszkola specjalnego, do którego chodził, zanim przenieśliśmy go do integracyjnego, mówił, że on nie chce się z nią przyjaźnić, bo to dziewczynka. Wszystko zmieniło się w dniu rozpoczęcia roku szkolnego, gdy się razem pobawili, podczas gdy rodzice wypełniali, podpisywali stosy dokumentów. Wczoraj po szkole oznajmił, że Kingusia jest jego przyjaciółką i że jest bardzo fajna i grzeczna i razem siedzą w ławce.
Szkoda, że Faustyna tak rano przeżywa i nie bardzo chce chodzić do przedszkola. No przerwę miała długą. Pół roku w domu i jest teraz problem.
Za to z Maćkiem mamy inny problem. Już bardzo ładnie chodził na spacery. Na luzie i nawet bez trzymania go za rękę. Sygnalizacja świetlna opanowana. Zielone, czerwone, wszystko wie. Nawet na przejściach dla pieszych bez świateł się rozglądał i potrafił ocenić właściwie sytuację. A nie powiem, pracowaliśmy nad tym długo.
Jeden incydent zrujnował naszą długoletnią pracę.
Z miesiąc temu wybrałam się z synem na spacer. Szliśmy sobie elegancko chodnikiem dla pieszych. W pewnym momencie Maciek odwrócił się i zobaczył, że po naszym chodniku jedzie rowerzysta, mimo iż obok miał swoją, pustą ścieżkę dla rowerów. Syn tak się zestresował. Wybiegł na ścieżkę i próbował mnie też na nią odciągnąć. Ja go z powrotem na chodnik, bo wiem, że rower nas ominie. Ten się wyrywa, płacze, krzyczy. Prawie wpadł pod ten rower. Rowerzysta nas ominął, myśląc sobie że pewnie jakieś wariaty i sobie pojechał, a my do dziś mamy tak zajebisty problem, że jakbym mogła cofnąć czas do tego incydentu, to bym temu gościowi na rowerze "siodełko" skopała. Maciek tak zdziczał na drodze, że sobie nie wyobrażacie. Panicznie boi się rowerów. Muszę go mocno trzymać gdy jakiś się zbliża, bo nie wiadomo kiedy i gdzie mi odskoczy. Mało tego. Wariuje na przejściach dla pieszych. Jestem w mega strachu gdy z nim idę, bo boję się, że wyskoczy wprost pod samochód. I wszystko zaczynamy od początku.
Teraz lecę, bo muszę się zbierać po Maćka. Hejka!
Ja właśnie nie rozumiem rowerzystow, w zdecydowanej większości 60+ - w 90% przypadków mając ścieżkę i tak jadą chodnikiem i nie przetłumaczysz, że do tego służy ścieżka.
OdpowiedzUsuńja wlasnie szykuje post o organizacji u nas w szkole. Wczoraj byl mega balagan, na szczescie dzis juz jest lepiej.
Czekam na Twój post, bo jeste0m bardzo ciekawa jak u was :)
UsuńKażda placówka szkolna czy przedszkolna ma swoje własne procedury. Dobra logistyka bywa niezastąpiona w obecnej sytuacji. U nas nad procedurami pracowaliśmy sami- my nauczyciele- i na szczęście udaje się nam ogarniać.
OdpowiedzUsuńno właśnie
UsuńKażda ma swoje, często bezsensowne.
Dzi rano wicedyrektorka się wkurzyła, po co ta kolejka przed przedszkolem jak w sali dzieci i tak wszystkie razem siedzą i to pojedyncze wpuszczanie jest bez sensu. Zgarnęła wszystkie starszaki, wpuściła normalnie do przedsionka.
U nas nie ma kolejek. W czwartek na spotkaniu dostaliśmy papiery zeby wypełnić i zeby bylo szybciej w pierwszy dzień. Temperatury nam nie mierzą mamy miec tylko maseczkę i dezyfekcje rak po wejściu. Przy drzwiach czeka pani która odbiera Karole i z nią idzie do szatni tam przebiera imyje ręce i zaprowadza na salę. Tak samo odbiór dzwoni sie dzwonkiem pani wychodzi sprawdza kto to i ubiera dziecko i dostarcza pod drzwi. Przemek ma luz wejsc nie wolno do szkoly z nim sam idzie rece dezyfekuje i do klasy. Przerwy mają normalnie tylko maseczka na nich.
OdpowiedzUsuńu nas te kolejki to głupota.
UsuńNawet nauczyciele to wyśmiewają, bo w przedszkolu dzieci całą grup razem siedzą a prz0ed drzwiami odstępy po 2 metry.
Mam nadzieję że coś tu się pozmienia w tej kwestii. Teraz jeszcze dobrze bo lato, ale jak będzie rano -20° to te dzieci tak będą marzły przez 20-30 minut przed budynkiem? Wszystkie się pochorują.
Bardzo mi przykro z powodu sytuacji, która Was spotkała. Mam nadzieję, że szybko uda się odbudować to, co niefrasobliwy rowerzysta zepsuł. U nas takie zachowania to norma. Tłumaczysz dziecku nieustannie, aż do znudzenia, a jeżdżą, jak chcą. Trzeba bardzo uważać.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że u nas w przedszkolu nie jest najgorzej. Pierwszego dnia było źle, bo każdy niósł wyprawkę, chciał jeszce pewnie pogadać z paniami po takiej przerwie, dopytać co i jak. Ale pozostałe dni bezproblemowe. Mam nawet wrażenie, że jest lepiej niż w ubiegłym roku. Sprawnie. Tyle, że od 2 września nie wchodzimy do szatni, a Młodego zabiera pani. Wtedy się zbuntowałam, bo w wytycznych jest wyraźnie napisane, że w szatni może być dwoje rodziców i kazałam go odesłać do mnie choć na buziaka i przytulenie. Nie mogą tak wyrywać dzieci rodzicom. Wiem, że Tygrys potrzebuje takiego pożegnania. W sali mają zabawki, wychodzą grupami na plac zabaw. Ale wiem, że w okolicznych szkołach dochodzi do absurdów. W naszej gminnej szkole zakaz noszenia tych samych ubrań (np. bluz) dzien po dniu. U znajomych w trzylatkch pusta sala, nie ma nic, gorzej niż w wariatkowie. Trzeba by było wczuć się trochę w te i tak wystraszone dzieci, ale kogo to obchodzi.
Ale jedno jest pewne. Każdy kolejny tydzień bez zamknięcia placówki będzie cieszył.
Udanego września dla Was
U nas dzisiaj po raz pierwszy obyło się bez kolejki pod przedszkolem, ale wyszłyśmy z domu dosłownie przed samą 8, a pogoda u nas paskudna, tym bardziej się cieszę, że nie musiałyśmy się nastać w deszczu. Maćka po 7 zawiózł mąż.
UsuńFaustynka nie chce chodzić. Płacze rano, żali się że zabawki w przedszkolu powyrzucane i nie ma sie czym bawić, bo tylko pare zostało. Do ich grupy doszło 7 nowych dzieciaczków i jest ich 26 w grupie. Bez sensu te wszystkie procedury skoro grupy są tak liczne i dzieci o tak razem się bawią.
Jednak zależy mi żeby w tym roku córka chodziła normalnie, bo to już zerówka i program obowiązkowo musi zrealizować. Nie chcę żeby miała zaległości, ale serce mi się łamie jak ją rano odprowadzam taką smutną :(
Czyli wszędzie ten sam cyrk... Strach się bać kiedy to wszystko puści i będzie dramat
OdpowiedzUsuńJest cyrk. Dzisiaj w ogóle zapomnieli młodej zmierzyć temperaturę...
UsuńU nas na szczęście podzeszliśmy do tematu zdroworozsądkowo - rodzic wchodzi z dzieckiem do szatni, potem ktoś przyprowadza dziecko do sali, albo ja albo pracownik sekretariatu. Kolejki są dopiero o 15 kiedy rodzice odbierają dzieci ale nie jakieś strasznie długie. Jesteśmy małym przedszkolem więc to też dlatego nie ma tragedii. Ta dezynfekcja w trakcie dnia to jest fikcja - a już dezynfekcja zabawek to jest temat rzeka. Weź tu każdą zabawkę spryskaj płynem i dokładnie umyj - paranoja. Tak samo na placu zabaw - u nas wszystkie grupy wychodzą w podobnym czasie - w szatni każdy jest oddzielnie ale na placu zabaw bawią się razem. Problemem byłoby wychodzenie w innym czasie - są zajęcia, posiłki itd. Mamy nadal świetlice i inne zajęcia gdzie grupy będą się mieszać ale organizacyjnie nie dało się inaczej. Jak się ktoś pochoruje to trudno - idziemy wszyscy na kwarantannę.
OdpowiedzUsuńDo szatni rodzic powinien mieć wejście, bo to przecież sprawniej idzie i dzieci nie są tak zestresowane. A i dziecko i rodzic to ta sama zaraza.
UsuńFaustynka strasznie to wszystko przeżywa. Nie chce chodzić do przedszkola. Jest zdesperowana do tego stopnia, że powiedziała, że da się zaszczepić jak tylko zrobią szczepionki na tego wirusa, żeby żyć normalnie tak jak dawniej.
Bo to jest paranoja! Widzę w tv jak placówki sobie z tym (nie)radzą.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu Maciusia, cholera! Ja wiem, jak to jest nawet z dzieckiem zdrowym, a co dopiero autystycznym, dla którego każde odstępstwo od znanych i bezpiecznych schematów jest horrorem.
Pamiętam jak moim córkom wpajałam od wczesnego dzieciństwa, że owady nie są groźne i nie trzeba się ich bać, więc nie miały problemu nawet z wzięciem pająka do ręki. Aż tu nagle znajoma z nami usiadła na ławce i jakiś żuczek szedł, a ta dostała takiej histerii, ale takiej histerii, że ludzie z okien wyglądali co się stało. No i oczywiście moje dziewczyny od tamtej pory tak samo reagowały na owady.
U nas dziś udało się bez kolejki, ale mąż odwiózł Maćka, więc my mogłyśmy do przedszkola wyjść później- przed samą 8.
UsuńMłoda to wszystko za bardzo przeżywa. Najchętniej zostawiłabym ja w domu, ale to już obowiązkowa zerówka. Serce mi pęka jak ją taką smutną rano odprowadzam, choć wiem, że tam sie rozbawi i po przedszkolu będzie z radością opowiadać jak fajnie spędziła dzień.
Mam nadzieję że uda nam się znowu Maćka oswoich ze spacerem, choć mam ogromny żal do tego rowerzysty, bo wiele pracy włożyliśmy w to. No ale skąd facet miał wiedzieć. Jednak powinien jechać po ścieżce rowerowej skoro była.
No z dziećmi bywa różnie. Można coś łatwo zchrzanić.