Syn ostatnio daje czadu - coraz częściej wstaje o 4:30, a przecież mamy wakacje. Mógłby spać dwie godziny dłużej. Miałam o 5 poćwiczyć zanim dzieci wstaną i dupa. Młody mnie ubiegł, a ja jestem ledwie żywa, bo nie dość że ciężko nakłonić go do zaśnięcia, siostry męża kłócą się przez pół nocy, to jeszcze zaczął tak wcześnie wstawać. Swoją drogą dziwię się że 5cio-latkowi wystarcza jedynie 6-7 godzin snu. Córa najchętniej by przespała 11 godzin mimo godzinki drzemki w południe. Syn w jej wieku już od ponad roku nie drzemał w ciągu dnia. U Maciusia od urodzenia były problemy ze snem. Dużo płaczu, 20 minut drzemki i znowu płacz. Pamiętam jak pisałam pracę magisterską z Młodym na rękach i jak wyliśmy razem. Całe noce się go nieraz onosiłam - nie tylko w okresie noworodkowym i niemowlęcym. Oj mój biedny kręgosłup. A jak się Młoda urodziła to już całkiem był cyrk na kółkach, tak przeżywał obecność "nowego domownika". Faustynka za to po skończeniu roczku zaczęła przesypiać całe noce, więc częściej wstawałam do syna niż do niej.
A Wy jakie macie doświadczenia ze snem Waszych pociech?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz