piątek, 8 czerwca 2018

Mamy sukces!


Syn dzisiaj po raz pierwszy w życiu dał się wykąpać bez walki (dodam, że ma ponad 6 lat, waży 26 kg i jest niezwykle silny jak na swój wiek). Walka, to nie jest jak pewnie wielu pomyśli, wrzaski że się nie chce kąpać, trochę się poszarpie, ale koniec końców wejdzie do wanny i da się umyć. Nie, nie mam tak dobrze.

Do dzisiejszego dnia opór przed kąpielą, to była walka dziecka o życie! Nie wiem czy rodzice zdrowych dzieci są sobie w stanie wyobrazić co to oznacza. Nie wiem czy są w stanie sobie wyobrazić ile każdego dnia kopniaków w pysk może dostać rodzic przy przecież tak błahej i przyjemnej czynności jak kąpiel dziecka (i nie tylko przy tym rzecz jasna, bo przy obcinaniu włosów i paznokci, myciu głowy czy jakiejkolwiek zmianie jest to samo, jak nie gorzej). 

Nie wiem czy rodzice zdrowych dzieci są sobie w stanie wyobrazić, że można mieć rozwalony nos, podbite oko, pogryzione do krwi palce, wyrwane garści włosów, podrapaną twarz przy wykonywanych tak prostych czynnościach jak karmienie, ubieranie, mycie dziecka czy podawanie mu leku przy gorączce lub spacer z nim. Już o drobnych sińcach i otarciach na ciele rodzica nie wspomnę, bo to przecież nic. I żeby było jasne, nie piszę tu o jednorazowych wypadkach tylko o życiu codziennym rodzica wychowującego dziecko z opóźnieniem w rozwoju, zaburzeniami neurologicznymi, autyzmem...  Też wiadomo że każde z tych chorych dzieci jest inne, więc i każdy rodzic może mieć inne problemy i doświadczenia. Ja piszę o swoich. 

Kocham swojego syna nad życie i daję z siebie ile jestem w stanie. Wiem, że jest chory, ale kocham go i nie zamieniłabym go na żadne inne dziecko. Nie wiem czy ktokolwiek inny potrafiłby mu dać tyle cierpliwości i zrozumienia. 

Mam nadzieję, że to nie jest tylko dzisiejszy cud, a ta kąpiel bez oporu zagości u nas na codzień. 


I nie piszcie, że nie mam problemów lub moje są błahe, nie wysyłajcie do hospicjum, bo to że o czymś nie piszę, nie znaczy że tego nie ma.

29 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że udała się Wam kąpiel, aby tak dalej! Twoja praca i upór przynosi efekty!
    Nie do końca chyba zrozumiałaś, co kto miał na myśli...
    Wiec tylko, że ja nie podziwiam Ciebie - zadbanej i zrobionej laski, ale matkę pełną poświęcenia i zrozumienia dla swojego dziecka.
    To jest Twoja siła - przełamujesz bariery, dbasz o codzienną terapię, przechodzisz coś co innych by załamało. To jest Twoja siła, a nie to jak wyglądasz czy ile ważysz. W tym jesteś lepsza od wielu z nas (ode mnie).
    Może pogniewasz się na mnie, może zablokujesz mnie i nie będziesz sobie życzyć kontaktu, ale taki wpis gdzie piszesz o Waszym sukcesie i drodze do niego przekonuje mnie, że jesteś silna. To jest prawdziwe wyzwanie, a nie dieta, nie chudnięcie, nie sport i nie wiele rzeczy, o których pisałaś w poprzednich postach.
    Nie współczuję Ci (jakże mogłabym współczuć Ci z powodu tego, że posiadasz swój wyjątkowy Skarb -Syna), ale podziwiam Ciebie bardzo.

    I błagam, zrozum dobrze moje intencję, bo mi strasznie z tym, że po pierwsze ciepisz, a po drugie widzisz wrogość tam gdzie jej nie ma. Bardzo Ciebie cenię i lubię. I przez sympatię pozwalam sobie pisać tutaj, o tym co ja myślę i jak czuję.
    Pozdrawiam i czekam na kolejne sukcesy Mamy, Syna, Córci, Całej Rodzinki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja sie tylko grzecznie podpisze pod kazdym slowem, ktora napisala Nie Anielica.
      Piekny komentarz i dokladnie tak wlasnie czuje i odbieram Cie Karino.

      Usuń
    2. Dziękuję Dziewczyny.
      Mnie po prostu bardzo zabolały niektóre komentarze, bo odebrałam je jako ocenę mnie jako pustaka, który nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa.
      Nie mniej jednak do diety czy sportu mam prawo i chcę z niego skorzystać.
      Też bardzo boli gdy ktoś stwierdzi, że jak nie kocham siebie, to nie jestem w stanie kochać innych. A przecież sama wiem najlepiej jak kocham swoje dzieci i życie bym za nie oddała jeśli by było trzeba. To dla nich żyje i dzięki nim.
      Fakt, nie należę do najszczęśliwszych, pewnie to moja wina, bo nie potrafiłam zawalczyć gdy było trzeba i żałuję, ale może jeszcze da się jakoś z tego wybrnąć.
      Faktem jest też że nie kocham siebie, ale co tu ma do rzeczy wygląd czy dieta. To może mi tylko odrobinę poprawić samopoczucie, odrobinę podnieść samoocenę.
      Prawdziwy problem tkwi bardzo głęboko we mnie, w mojej przeszłości i to tam się muszę dokonać i to naprawić. W końcu nie każda mama, najważniejsza osoba w życiu dziewczynki, mówi córce, że jej nie kocha, że żałuję że ją urodziła, że życzy jej jak najgorzej i że ta dziewczynka zniszczyła jej życie. A ja słyszałam to całe dzieciństwo i z psychologicznego punktu widzenia w ogóle się nie dziwię że nie potrafię kochać siebie.

      Bardzo przepraszam jeśli kogoś uraziłam, którąś że swoich wcześniej wypowiedzi, nie chciałam tego uczynić. Przepraszam.

      Cieszę się że wszystko się wyjaśniło.

      Usuń
    3. Karino, nikogo nie urazilas i nie masz za co przepraszac.
      Swoja droga to mysle, ze za duzo przepraszasz. Serio, sprobuj przestac przepraszac tak "z urzedu" i uzywaj to slowo tyklo w sytuacjach kiedy naprawde jest konieczne.
      Dlaczego o tym pisze, bo mam wrazenie, ze to jeden z podstawowych krokow, ktory moze przyniesc pozytywny skutek. Takie ciagle przepraszanie powoduje, ze swiadomie czy nie stawiasz siebie zawsze na gorszej pozycji w stosunku do innych czy generalnie otoczenia. A tymczasem nie jestes w niczym gorsza, a wrecz przeciwnie jestes duzo lepsza od wielu osob.
      Pomijajac to, to jednak mam wrazenie, ze za kazdym razem jak mowisz/piszesz "przepraszam" to nawet jesli tego swiadomie nie dostrzegasz w Twojej psychice gdzies tam w glebi wyskakuje kolejny "minus".
      Jestes kim jestes i badz z tego dumna, bez wzgledu na to czy to sie komus podoba czy tez nie. Ty masz prawo byc soba, a za to nikt nie przeprasza.

      Ja wiem i pamietam jakie mialas dziecinstwo. Zdaje sobie sprawe z tego, ze nie jest sie latwo odciac, ale tez nie masz innego wyjscia tylko musisz to jakos zrobic.
      Nie wiem jak, bo moje metody nie musza zadzialac w Twoim przypadku. Ale musisz przestac byc tamta dziewczynka, bo juz nia nie jestes. Bez wzgledu na to co bylo jestes dorosla kobieta, przezylas to wszystko, wspomnienia bola. Ale to juz tylko wspomnienia. Teraz musisz sie skupic na tym, zeby Twoj bol nie rzutowal na obecne zycie Twojej rodziny.

      Widzisz ja nie potrafie krotko:))) znow odwalilam caly elaborat prawie naukowy. Ale nie bede przepraszac:))) ucz sie moze ode mnie;)

      Usuń
    4. Stardust, z tymi wspomnieniami nie jest do końca tak.
      Ja właśnie zrozumiałam gdzie leży mój problem. Ja WYPARŁAM moje dzieciństwo, przeszłość, wspomnienia,zerwałam kontakt z rodzicami, starałam się zapomnieć o przeszłości i całym bólu. Tylko że moje doświadczenia z dzieciństwa wywarły ogromny wpływ na to jaka jestem. Zaczęłam zagłębić się w psychologię i wiele zrozumiałam.
      Już wiem gdzie szukać :)

      Usuń
    5. Super, jak wiesz gdzie szukac i od czego zaczac to juz powazny krok:***

      Usuń
  2. Bardzo się cieszę i gratuluję! Takie postępy zawsze cieszą, małymi kroczkami... wszystko się ułoży :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam Ci, że dopóki nie zaczęłam pracować w przedszkolu integracyjnym, to też z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy. Z bardzo wielu! Niepełnosprawnych widywałam, ale to były jakieś przelotne sytuacje. Teraz widzę te dzieci w wielu sytuacjach, widzę Ich Rodziców, Ich relacje... Ta praca mnie w bardzo wielu kwestiach doświadcza, pewnie to normalne, ale dochodzi tu też moja natura analiza sytuacji, tego co widzę... Ludzie, którzy mają zdrowe dzieci siłą rzeczy nie są w stanie sobie tego wyobrazić... I dobrze, bo nie każdy byłby w stanie to udźwignąć.
    Ogromnie cieszę się z Waszego sukcesu. OGROMNIE! Życzę Ci, żeby tych sukcesów, tych małych i większych światełek było jak najwięcej. One są potrzebne, dodają skrzydeł, wiary, że to co robimy ma sens.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przeczytałam komentarze Twoje i Innych...
      Karino, Dziewczyny mają absolutną rację i Ty też ją masz. Jeśli potrzebujesz tej diety i ćwiczeń, to nie ma w tym nic złego- tak, jak napisałaś- masz do tego prawo.
      Star napisała Ci bardzo ważną rzecz- nie jesteś już tamtą Kariną. Dobrze, że walczysz o siebie, szukasz odpowiedzi...

      Miałam podobne dzieciństwo ze strony ojca. Odbijało się to oczywiście na moim funkcjonowaniu. W szkole zaproponowali, żeby pójść ze mną może do poradni. No i mama poszła. Pani psycholog wysłuchała mnie, ale jakoś się tym wszystkim specjalnie nie wzruszyła (czego chyba wtedy właśnie oczekiwałam), coś tam mówiła, ale jedyne co zapamiętałam, to na tamten czas jak to zrozumiałam- bronienie mojego ojca. Że jego też pewnie nikt nie kochał, że musiał mieć trudne dzieciństwo, że sam jest zaburzony itd. Boże, jak mnie ta kobieta wtedy zawiodła. Potwornie. I wiesz co? Po latach przyznaję Jej rację. Mój ojciec po prostu nie był normalny, nikt go nie nauczył kochać. Dziś to wiem, ale jednocześnie- to co wiem, nie wymazuje z mojej pamięci tych wszystkich lat, sytuacji i nie usprawiedliwia ojca ani trochę. Ja po prostu wiem, z czego jego zachowanie wynikało.
      Zaburzone relacje w domu rodzinnym to częsty problem. Bardzo trudny i skomplikowany.

      Usuń
    2. Mnie szkoła kierowała do poradni w pierwszej klasie podstawówki, ale matka nigdy nie dopuściła do mojego kontaktu z psychologiem. Dopiero w liceum gdy dostałam skierowanie od lekarza rodzinnego to pojechałam, ale też trafiłam na fatalną, niekompetentną kobietę, która, o zgrozo, kazała mi poszukać sobie chłopaka do seks, co wydawało mi się totalną abstrakcją, bo ja czekałam z dziewictwem na tego jedynego/do ślubu a ona wypalił z czymś takim i jeszcze próbowała mi wmówić że jakaś nienormalne jestem skoro chcę z tym czekać, bo przecież wszyscy to robią. Zaczęła mi opowiadać o swojej córce, która była w podobnym do mnie wieku i miałam wrażenie że to ja się stałam psychologiem dla tej kobiety. Kompletna pomyłka. Mam przez to uraz do psychologów.

      Dużo czasu minęło zanim udałam się na terapię, która też mi na razie nic jeszcze nie daje, ale to dlatego że dopiero zaczynam się na niej otwierać. Jednak zaczęłam się zagłębić w mój problem, a przede wszystkim go dostrzegać, bo rodzai przemocy jest wiele, nie tylko bicie/katowanie.
      Polecam strony Magdaleny Szpilki i Eli Jastrzębskiej.
      U mojej matki nie tyle zaburzone relacje w domu rodzinnym są przyczyną, ale i jej choroba psychiczna, którą przez długie lata ukrywany przede mną, no i bierność ojca, który uciekał w pracę i alkohol zamiast pomóc/wspierać córkę.

      Usuń
    3. Dziękuję :*
      Ja jeszcze 6 lat temu nie wiedziałam co to autyzm, tzn. myślałam, że to tylko wycofanie ze społeczeństwa, niechęć do ludzi, strach przed nimi, a to tylko wierzchołek góry lodowej.

      Usuń
    4. Autyzm ma przeróżne oblicza. Dla mnie takim zderzeniem z rzeczywistością była fiksacja mojego Łukasza na to wyłączanie światła. Wcześniej pewnie nie uwierzyłabym, że dziecko po 100razie zwrócenia uwagi, powiedzenia, że nie wolno i prób odwrócenia uwagi, nadal będzie to robić jeszcze co najmniej 2miliony razy tego samego dnia...
      Co do naszych sytuacji, to mam taką refleksję, że kiedy dorastamy odkrywamy, że ci, którzy mieli być dla nas opoką, gwarantem bezpieczeństwa, oparciem, wsparciem i jak to tam jeszcze nazwać, sami tej pomocy i tego aby, ktoś im pomógł, potrzebowali.Nie ma niestety i nigdy nie będzie egzaminów dojrzałości do rodzicielstwa. Zresztą sama nie wiem, czy bym takowy przeszła. Ja owszem, miałam ogromne oparcie w Mamie, zawsze kłóciła się z ojcem o to, jak mnie traktował, ale też nie sprostała temu zadaniu do końca. Powinna zabrać mnie i brata i zwyczajnie się wyprowadzić. Mama budowała we mnie poczucie własnej wartości, być może dlatego nie jestem dziś tak okaleczona jak Ty, ale czy jestem zupełnie normalną kobietą, która wyszła z rodzinnego domu pełna wiary, pewności siebie? Absolutnie nie. To wychodzi w różnych sytuacjach i też jest bardzo uciążliwe. Wiem także, że wiele przez to straciłam.
      Co do mojej pani psycholog, to ja napisałam jedynie marginalny wycinek jej wywodów. Ale generalnie myślę, że była dość podobna do Twojej- nie potrafiła rozmawiać ze mną, sprawić bym naprawdę się otworzyła. Pamiętam do dziś, że myślałam wtedy tylko o tym, żeby już to spotkanie się skończyło. Jak w każdym zawodzie i tam trafiają ludzie, którzy nigdy nie powinni tej pracy wykonywać.
      Ta Twoja psycholog to już zupełnie oderwana od rzeczywistości. Może ona sama ubolewała nad swoim życiem seksualnym, skoro młodziutkiej dziewczynie chciała to zaaplikować, jako lek na wszelkie zło tego świata. Boże, co za prymitywne myślenie. Przecież nawet dorosłej kobiecie, która przychodzi ze swoimi problemami do psychologa/psychiatry, nie mówi się, żeby ktoś Ją porządnie "przeleciał", to Jej na pewno przejdzie. Czy ludzie naprawdę są tak ułomni, żeby tak myśleć? Seks jest super, ale na takie głębokie, poważne problemy raczej złotym środkiem nie będzie...
      Współczuję Ci Karino z całego serca, ale błagam Cię jednocześnie- walcz o siebie. Masz dopiero 30lat, jeszcze masz szansę naprawdę na wszystko.

      Usuń
    5. Dziękuję za wsparcie. Zgadzam się z Tobą.
      Chcę walczyć o siebie i swoje szczęście :) zrozumiałam, że mogę. To że jestem matką nie oznacza, że nie mogę być kimś więcej :)

      Usuń
  4. Super! Życzę Wam kolejnych takich sukcesów! A Ty jesteś Wielka!!! I nie mam tu namyśli wagi ;))) wcale a wcale!

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam cię bardzo bardzo!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Karinko, co dla jednych jest podłogą, dla innych jest sufitem... Widzę, że wyjaśniło się nie porozumienie - i dobrze. Dla mnie jesteś bohaterką, bo ja nie wiem czy sprostałabym zadaniu wychowania dziecka z autyzmem, a już nie daj Boże jakbym została z tym sama! Bez wsparcia męża czy rodziny. Dlatego wiedz, że jesteś mega silna i mega Cię podziwiam! A po za chorym synem, warto czasem zająć się też bardziej ,,przyziemnymi'' problemami, jak kilka kilo za dużo. Musisz myśleć też o sobie, żeby za 30 lat nie żałować, że tego nie robiłaś - tak jak moja mama.. Cieszę się z postępów syna, i oby ich jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Ja to w końcu zrozumiałam. Muszę nauczyć się egoizmu, takiego zdrowego rzecz jasna ;)

      Usuń
  7. Nieod razu Rzym zbudowali. Na wszystko trzeba czasu. Na pocieszenie powiem ci, że zdrowi ludzie przy bliższym poznaniu okazują się nie całkiem zdrowi, a najważniejsze, ze syn jest zdiagnozowany a ty mu pomagasz i go kochasz. Nie wiem dlaczego wydaje nam się, że inni to niepełnosprawni. Stara baba ze mnie dużo widziałam, i uwierz nie raz zobaczysz niepełnosprawność u zdrowych i silnych. Syn potrzebuje miłości do rozwoju.
    Mój syn ma 18 lat wiele przeszliśmy razem i wiem że miłość jest najważniejsza.
    Może przygotuj kąpiel z małą ilością wody i wejdź do wanny razem z nim. Nie mam pojęcia jak może zareagować autystyczny chłopiec na mniejszą przestrzeń, ale może się udać

    Pozdrawiam serdecznie
    https://londynsrondyn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za rady. Kąpię syna właściwie w misce bo tak boi się wanny, a prysznica tym bardziej. Do owej miski wchodzi jedynie w pływaczkach na ramionach i zawsze był problem z myciem. On po prostu nie może być mokry. Dostaje szału - tak samo gdy się obleje piciem. Jego to jakby boli i stąd ta walka.
      Dzisiaj kąpiel była w miarę udana. Bez darcia i uciekania. Siedział w misce z wodą, ale już nie dawał się umyć i stawiał opór. Wczoraj było lepiej. Próbuję go namawiać żeby sam się mył albo odwracam uwagę i wtedy wyszoruję mu np. plecy.
      Myślę że powolutku i kąpiel stanie się dla niego przyjemna :)

      Usuń
    2. Może to zaburzenia integracji sensorycznej na tym tle. Mieliśmy w grupie chłopca, który nie dawał się Mamie ubrać, bo to właśnie wyglądało jak u Maciusia- walka o przetrwanie. Dopiero terapia pomogła i teraz A. ubiera się bez żadnego problemu. Możesz spróbować stymulować Go w domu, choć podejrzewam, że Maciuś ma terapię SI.

      Usuń
    3. Tak, chociaż to SI tak wygląda, że czasami w ogóle nie wygląda. Młody chodzi do typowo terapeutycznego przedszkola dla dzieci z autyzmem i teoretycznie miał mieć zapewnioną terapię SI jak i psychologa, logopedę, fizjoterapeutę z OWI. A okazuje się że przedszkole nie ma czasu na to czy tamto... Pisałam Ci kiedyś w mailu.
      Zapisałam syna na Trening Umiejętności Społecznych w innej placówce, bo rozwój społeczny u niego leży i kwiczy. Chyba na SI też zapiszę go osobno prywatnie, bo tu w ramach przedszkola efektów brak niestety :/

      Usuń
  8. Gratuluje! I wlasnie to to w zyciu chodzi, zeby sie skupiac na pozytywach, a nie na negatywach.
    Dobry wyglad, dieta moze nie sa najwazniejsze, ale pomagaja podniesc samopoczucie. Wiec dlaczego niby mialabys o siebie nie dbac?
    Co do kasliwej uwagi wobec kogos, kto Cie do hospicjum wysylal: Twoja postawa nie jest sprawiedliwa, bo ta osoba mogla zwyczajnie nie wiedziec o chorobie syna. Ja wiem i nie jest to dla mnie zaskoczeniem, ale nie wszyscy komentujacy musza tak miec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Tak wiem i zdaję sobie sprawę z tego, jednak poczułam się jak poczułam :/
      Już jest ok ;)

      Usuń
  9. Przeczytałam od dechy do dechy... podziwiam Cię ...wiele w życiu przeszłaś i nadal przechodzisz...bądź dzielna jak dotychczas pozdrawiam całą czwórkę...trzymajcie się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wsparcie i ciepłe słowa.
      Myślę że najgorsze już za mną, tzn mam taką nadzieję.
      Trzymam się rękami i nogami.
      Myślę, że twarda ze mnie babka. Wrażliwa, ale twarda, bo jednak faktycznie wiele zniosłam.
      Bardzo mi miło, że tyle przeczytałaś, że się zainteresowałaś.
      Również pozdrawiam!

      Usuń