Atrakcyjność - temat względny. Jak wiadomo, dla każdego atrakcyjne może być co innego.
Jak jest ze mną?
No, ja nie jestem jakąś potworowatą poczwarą, to wiem na pewno, ale problem tkwi, jak zwykle u mnie w głowie. Ja nie uważam się za atrakcyjną, choć może dla kogoś taka właśnie jestem.
Nie czuję się dobrze w swojej skórze mimo, że staram się dbać o siebie. Staram się zdrowo odżywiać i tu udało mi się schudnąć w ostatnich miesiącach 4 kg. To na pewno działa u mnie na plus w akceptacji siebie, ale kolejne 4 kg do zgubienia przede mną.
Lubię dobrze wyglądać, dlatego nie wyobrażam sobie spać do ostatniej minuty, po czym wyskoczyć z łóżka, wskoczyć w pierwszy lepszy ciuch i wybiec z domu. Wstaję wcześnie i myję zawsze włosy. Jeśli czas pozwoli, to przed tą czynnością ćwiczę na orbitreku i biorę prysznic, następnie te wszystkie toniki, kremki, balsamki, duperelki i makijaż. Nie jestem jakąś totalną tapeciarą, nie nakładam trzech warstw szpachli, ale przypudruję naczynkową buźkę i obowiązkowo pociągnę kreskę na powiecie i wytuszuję rzęsy. W takim make upie czuję się dobrze. Następnie suszę włosy i właściwie nie muszę ich układać, bo wystarczy że wysuszę je pod odpowiednim kątem. Na koniec mogę prysnąć lakierem, ale nie koniecznie. Zakładam przygotowane wcześniej ubrania i jestem gotowa do wyjścia, a raczej do budzenia dzieci i męża. Lubię mieć pomalowane paznokcie, ale nie zdecydowała bym się na hybrydę, bo moje paznokcie do mocnych nie należą. Bardzo o nie dbałam, żeby doprowadzić do obecnego stanu. Swoje pazurki maluję sama, przeważnie na weekendzie gdy dzieci pójdą spać.
Z punktu widzenia osób trzecich wyglądam dobrze, elegancko. Często słyszę w przedszkolu syna uwagi innych matek, że ja zawsze taka wyrobiona, jako jedyna mam czas. Mam wtedy ochotę powiedzieć, że ja na wszystko mam czas, bo nie mam Facebooka, ale gryzę się w język i mówię tylko, że wystarczy wcześniej wstać i czas się znajdzie. Spotkałam się też z miłymi komentarzami, np. że wyglądam elegancko.
No ja po prostu lubię się fajnie ubrać i zawsze wydawało mi się, że tak ma każda kobieta. Żeby było jasne, nie wydaję milionów na kosmetyki i ubrania ;)
Jednak może dosyć o wystroju, bo w końcu nie szata zdobi człowieka.
Mam kompleksy. Kto nie ma?
Jestem przeciętną kobietą, matką dwójki dzieci. Nie wyglądam jak mamy z okładek magazynów - do Kożuchowskiej czy Sochy mi daleko. Jednak też nie stawiałabym ich sobie za wzór, bo przede wszystkim wzrostem ich nie dogonię. Z pewnością bliżej mi do Evy Longorii, gdyby nie moja nadwaga.
No właśnie - nadwaga, przez którą czuję się jak pokraka, a w lustrze widzę pralkę automatyczną zamiast swojego odbicia. To z pewnością jest przesadzone, bo nie mam 20 kg nadwagi, ale czuję się jakbym miała conajmniej 30 za dużo. Czyli problem tkwi w głowie. Ja od pięciu lat nie pozwalam się fotografować. Nie mam zdjęć z tego czasu. No może kilka z tych lepszych okresów gdy ćwiczyłam i udawało mi się stracić kilka kilogramów.
Kompleksów mam sporo, bo już sama nadwaga powoduje, że nie znoszę swojego brzucha, ramion, ud, twarzy, a nawet pleców, które jeszcze 6 lat temu tak lubiłam odsłaniać w gorące dni. No i cellulit też mnie nie ominął i dopadł w końcu po drugiej ciąży.
No i jak? Jak poczuć się atrakcyjną, skoro makijaż i strój mojej głowie niewiele pomagają?
No właśnie - nadwaga, przez którą czuję się jak pokraka, a w lustrze widzę pralkę automatyczną zamiast swojego odbicia. To z pewnością jest przesadzone, bo nie mam 20 kg nadwagi, ale czuję się jakbym miała conajmniej 30 za dużo. Czyli problem tkwi w głowie. Ja od pięciu lat nie pozwalam się fotografować. Nie mam zdjęć z tego czasu. No może kilka z tych lepszych okresów gdy ćwiczyłam i udawało mi się stracić kilka kilogramów.
Kompleksów mam sporo, bo już sama nadwaga powoduje, że nie znoszę swojego brzucha, ramion, ud, twarzy, a nawet pleców, które jeszcze 6 lat temu tak lubiłam odsłaniać w gorące dni. No i cellulit też mnie nie ominął i dopadł w końcu po drugiej ciąży.
No i jak? Jak poczuć się atrakcyjną, skoro makijaż i strój mojej głowie niewiele pomagają?
Jak poczuć się atrakcyjną gdy nieakceptuję swojego wyglądu?
Jak zaakceptować swój wygląd?
Ja po prostu walczę z nadwagą, ale nie mam gwarancji, że gdy schudnę nie pojawią się nowe kompleksy, np. obwisłe piersi a'la naleśnik.
Jak to jest, że niektóre kobiety akceptują swój wygląd?
Czasami jakaś pulchniejsza dziewczyna twierdzi, że nie odchudza się, bo twierdzi, że lubi siebie taką jaka jest. Pewnie byłabym w stanie w to uwierzyć gdyby po jakimś czasie ta kobieta jednak nie schudła.
Pierwszy punkt nie jest taki łatwy do osiągnięcia. I nie mówię tu, że nie dam rady schudnąć. Schudnę te 6 kg, które mi zostało, ale nie mam pewności, że to rozwiąże mój problem nieakceptacji siebie. Punkt drugi o przyjęciu odpowiedniej postawy ciała wydaje mi się łatwiejszy w osiągnięciu przeze mnie, ale o tym w kolejnym poście. Póki co trzymajcie kciuki za moją Poprawę atrakcyjności.
Piszcie jakie Wy macie sposoby, pomysły na poprawę własnej atrakcyjności.
Wybacz, ze sie wyraze, ale do dupy z taka terapia, ktora juz w pierwszym punkcie wprowadza Cie w depresje.
OdpowiedzUsuńJa akceptuje moj wyglad i kocham siebie taka jaka jestem.
Moja terapia?
Nie wiem co moglabym napisac, bo w sumie to zadna terapia. Patrze na siebie i zycie realnie i to wszystko. Po prostu wiem, ze z uplywem lat nie bede wygladac lepiej tylko gorzej. Nie wazne czy schudne czy nie, ale bede starsza a juz sam wiek sprawia, ze wygladamy gorzej. Czy mam sie z tego powodu dolowac?
Owszem moge, ale co mi to da?
Nic, zupelnie nic, w dalszym ciagu bede wygladac jak wygladam, w dalszym ciagu bede sie starzec, chociaz moge umrzec jak by mi bardzo starosc przeszkadzala, to smierc jest wybawieniem.
A jedyne co uzyskam przez dolowanie siebie to fakt, ze nie tylko sama siebie nie lubie ale i ludzie z otoczenia zaczna mnie unikac, bo kto ma ochote na przebywanie w towarzystwie kupy nieszczescia?
Ja na pewno nie i uciekam od takich, ktorym zawsze wiatr w oczy i bez wzgledu na to czy schudly te wymarzone 6 kg to na tym sie nie konczy, bo teraz maja nowy cel schudniecie dodatkowych 4 kg i tak w nieskonczonosc... a zycie mija.
Nie szkoda Ci zycia Karino??
Takiego życia mi nie szkoda.
UsuńWiem że masz rację.
Pierwszy punkt jak dla mnie nie do zrealizowania, przynajmniej jeszcze nie teraz. Zacznę od drugiego ;)
Karino, jutro zaczyna sie juz dzis. Nie wazne od ktorego punktu zaczniesz czy od drugiego czy tez ostatniego. Jesli nie zaakceptujesz siebie taka jaka jestes dzisiaj to nic to nie pomoze. Zeby zrobic pierwszy krok w wedrowce dookola swiata trzeba wyjsc z domu.
UsuńPoczytaj to co piszesz o sobie w ostatnich dwoch notkach, Ty caly czas krytykujesz sama siebie. Jak mozna tak zyc? Jesli sama siebie nie potrafisz przytulic i zaakceptowac to jak mozesz oczekiwac tego od innych.
Przemysl to, bo moze Ci sie przydac.
Piszesz, ze takiego zycia Ci nie szkoda, naprawde?
A jak jutro sie cos nie daj Bog stanie i zachorujesz to nie bedzie Ci szkoda, ze nie cenilas tego co mialas?
Moim mottem zyciowym jest "jesli nie doceniasz co masz to nie zaslugujesz ani na wiecej ani na lepiej". I stosuje to w kazdej dziedzinie zycia.
Tylko że ja od wielu lat liczę się z tym że coś może mi się stać.
UsuńJa niemal jestem na to przygotowana.
Ja jestem niemal pewna że jeśli w moje życie wkradnie się szczęście to mnie tramwaj przejedzie w mieście, którym one nie jeżdżą.
OK nie pogadamy:))) bo teraz juz zupelnie nie rozumiem, czy Tobie chodzi o szczescie, czy o pewnosc siebie, czy moze o jeszcze cos innego... chociaz tak naprawde to te rzeczy masz w sobie tylko nawet nie tyle, ze sama ich nie chcesz dostrzec ile jak ktoras sie niechcacy ciekawie wychyla to Ty ja zaraz w leb i pod wode popychajac i kopiac kolejnymi uwagami na temat jaka to jestes niedoskonala.
UsuńJesli to jest sposob na zycie, jesli on Ci odpowiada to serio po kiego licha ja sie tu pcham?
"jako jedyna mam czas. Mam wtedy ochotę powiedzieć, że ja na wszystko mam czas, bo nie mam Facebooka, ale gryzę się w język i mówię tylko, że wystarczy wcześniej wstać i czas się znajdzie"
OdpowiedzUsuńPrzestan traktowac to jak zaczepki/zlosliwe komentarze. Odpowiadaj z szerokim usmiechem dziekuje. Wtedy ludzie przestana uszczypliwymi komentarzami Cie traktowac.
"Ja nie uważam się za atrakcyjną, choć może dla kogoś taka właśnie jestem." Zacznij uwazac sie za atrakcyjna i problem zniknie :-D
Większość życia robiłam dobrą minę do złej gry i byłam traktowana jak słodka idiotka i tak też o mnie mówiono. Dopiero gdy na studiach uzupełniających napyskowałam wykładowcy, zaczęto mnie traktować poważnie i z szacunkiem.
UsuńUważam, że udawany uśmiech jest bez sensu. Poza tym obawiam się, że dziękując za uszczypliwość wyszła bym na, delikatnie mówiąc, mało inteligentną.
Problem nie zniknie w ten sposób.
Nie dziekujesz za uszczypliwosc, ale za komplement. :-) Gdy zobacza, ze zaczepki po Tobie splywaja, to sobie dadza spokoj. Oczywiscie, zrobisz, jak chcesz.
UsuńKurczę, a ja nie mam fejsbuka, a i tak wstaję późno i wszystko robię na ostatnią chwilę :-D Jestem beznadziejna i nie ma dla mnie usprawiedliwienia (i ratunku:-D)
OdpowiedzUsuńJeśli mialabym coś u siebie zmienić to na pewno brzuch. No i zmarszczki, zwłaszcza tę jedną na czole, która tak mnie wkur... Przynajmniej się nie pogłębia, bo przestałam się dziwić światu :-D
Haha... To ja już wiem czemu nie mam zmarszczki na czole - mnie już nic nie zdziwi.
UsuńJa znam sposob , wystarczy spedzic troche czasu jako wolontariuszka w hospicjum czy na oddziale onkologicznym .Problemy typu kilka kg za duzo, kilka cm za malo powinny same wyparowac.A jak nie to upewnij sie czy przypadkiem nie masz w otoczeniu toksycznych ludzi saczacych jad do Twojego zycia .Ja mam 50 kg za duzo ale jestem bardziej szczesliwa niz gdy bylam chuda, zadbana lasczka,wystarczylo popracowac w szpitalu i pozbyc sie jadowitych ludzi
OdpowiedzUsuńMam wokół siebie toksycznych ludzi
UsuńPS. Znam masę pielęgniarek - zero empatii, tylko zalando otworzone na kompie w pracy i seks z ordynatorem (nie obrażając Pielęgniarek, jednak w swoim życiu spotkałam tylko jedną przez duże "P"). Żeby pracować w szpitalu trzeba być pozbawionym empatii i to każdy lekarz powie. Gdyby się zamartwiali każdym przypadkiem to by tam nie pracowali. A tak to słychać "Przypadek poza medycyną, nic nie dało się zrobić", "Nie przejmuj się to nie Twoja wina, i tak byśmy go nie odratowali"... itp. Co jak co, ale ze szpitalem kontakt miałam bardzo duży.
UsuńJa Ci nie kaze zostac pielegniarka i uprawiac seksu z ordynatorem , popracuj jako wolontariuszka jak zobaczysz prawdziwe problemy, Twoje zbledna.Ponoc szukasz sposobu na wyleczenie sie z kompleksow, bo nie czujesz sie atrakcyjna i pewna siebie .Moze oddzial gdzie ludzie maja zdeformowane ciala, poparzone twarze ,ucza sie samodzielnie jesc ,chodzic np po wypadkach komunikacyjnych czy udarach.Zapewniam Cie ,ze docenisz to co masz.
UsuńWybacz, ale ja nie potrafię pojąć jak można być szczęśliwym, będąc tak blisko ludzkiego cierpienia.
UsuńWLASNIE !!!!!! aby zobaczyc, ze jednak jestesmy szczesciazami
UsuńCzasem w medycynie jest tak, że nic nie da się zrobić... Chyba jednak mało wiesz o szpitalu, cierpieniu, chorobie... Ja wychodząc z pracy i tak myślę o małych pacjentach (rzecz jasna nie o tych z katarem i rozwolnieniem - bo to mało wzrusza rzeczywiście,, ale o tych dzieciakach co są poważnie, śmiertelnie chore) i wręcz na kolanach Panu Bogu dziękuję za to co mam.
UsuńWszędzie zdarzają się czarne owce, ba nawet patologiczne oddzoały czy szpitale, ale to co puszesz jest okropnie krzywdzące (nie dla mnie, ja jestem młoda, lata pracy przedemną, ale dla mnóstwa wspaniałych, bardzo doświadczonych lekarzy i pilęgniarek).
Ja nie potrafię dziękować za to że ktoś ma gorzej ode mnie - bo tak to w tym momencie wygląda.
UsuńJa nie potrafię się z takimi rzeczami pogodzić.
A piszę co sama zaobserwowałam.
To jest niepojęte żeby besztać kogoś za brak pewności siebie i brak egoizmu. Tak, nie pasuję do większości społeczeństwa.
A ja nie dziękuję za to, że ktoś ma gorzej, a za to, że Pan Bóg mnie nie doświadcza cierpieniem, choć w każdej chwili może. Docenianie tego co się ma, nie jest egoizmem. Ja nie besztam Ciebie, piszę powyżej głownie o sobie i swoich odczuciach, nie atakuję nikogo... Poniżej piszę, że soę martwię...
UsuńAle teraz ja czuję się dotknięta tym, że oceniasz mnie jako lekarz egoistkę, bo starasz się personalnie uderzyć we mnie, po tym jak napusałam coś z czym się nie zgadzasz, a nie masz pojęcia o moich zawodowych i poza zawodowych działaniach na rzecz dzieci chorych.
To straszne być blisko cierpienia? Nie można się z tym pogodzić?
A to znaczy, że trzeba przed tym uciekać i udawać, że sprawy nie ma?
Ja zawsze będę uważać, że trzeba ludziom pomóc na ile to jest możliwe. I tak, to daje szczęście
Napisałam to ja egoistka, zły człowiek. I tak pozdrawiam i życzę Ci żebyś znalazła swoją drogę.
Nigdy nie udawałam że sprawy nie ma, ale możesz sobie myśleć co chcesz.
UsuńJa na własnym blogu nie mogę poczuć się dotknięta gdy czytam słowa bezpośrednio kierowane do mnie, ale gdy ja wspomnę o znanym mi przypadku/przypadkach (nie pisałam że 100% świata tak funkcjonuje) nagle jest wielkie halo i wszyscy czują się skrzywdzeni.
I chcę zaznaczyć, że post dotyczył czegoś całkiem innego.
A złym człowiekiem nazwałaś się Ty sama, ja nie byłabym w stanie tego zrobić. Tak samo jak nie byłabym w stanie odrzucać ludzi i unikać ich tylko dlatego, bo mają jakiś problem (a i takie komentarze się pojawiły pod tym postem).
Zawsze starałam się każdemu pomóc, chyba zupełnie niepotrzebnie.
Mam propozycje. Nastepny wpis bedzie na temat 10 najlepszych rzeczy, jakie Ci sie w zyciu przydarzyly. Musisz zaczac myslec pozytywnie o swiecie.
OdpowiedzUsuńMyślę że to dobra forma terapii. Dziękuję za dobre chęci.
UsuńJestem przerażona tym jak ciężko mi tu cokolwiek wymienić i uświadamia mi jaką jestem smutną osobą. Gdy znajduję w końcu tą rzecz, to dostrzegam, że ona ma nie tylko plusy ale i minusy.
Chyba muszę się z tym przespać i przemyśleć kolejny raz.
U mnie to jest dwa w jednym... Niby mam kompleksy, ale nie na tyle silne bym na prawdę schudła. Tzn. raz już schudłam, a teraz znów przytyłam i znów nie mogę się zebrać by się POWAŻNIE za to zabrać. Niby chciałabym być szczuplejsza, ale też mam dni, że na prawdę czuję się dobrze w swojej skórze, jeszcze jak się zewnętrznie przystroję... wiem, że podobam się niektórym facetom (wiadomo, że nie wszystkim, bo są gusta i guściki :P) Także z jednej strony to, że mam pewną pewność siebie (choć nie przesadną) ułatwia mi życie i daje sporo radosnych dni, w zamian za to przychodzą dni kiedy chce mi się nad sobą i swoją tłustą dupą wyć... :P Ale te wachania pewności siebie powodują brak motywacji do schudnięcia.. ;D haha Bo jak się czuje ok, to po co się męczyć z odchudzaniem... potem czuje się źle wiec odchdzam się kilka dni... i tak w kółko buhaha. :D A dupa tam, najważniejsze to być zdrowym i szczęśliwym, a kilka kg nadwagi nikogo nie zabiło. Co innego jak bym ważyła 120 kg, to już może być niebezpieczne... ;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńFaktycznie, łatwo z tym nie masz.
Chciałabym być chociaż trochę pewniejsza siebie, ale z takim wahaniem bym chyba zwariowała.
Życzę nam więcej luzu w podchodzeniu do pewnych spraw.
Karino, krzywdzisz masę osób (i siebie też) zbyt okrutnymi sądami. Znam masę cudownych pielęgniarek i lekarzy, którzy choć nie histeryzują to są pełni empatii i zrozumienia dla ludzi. To, że ktoś nie rozdziera szat, nie rwie włosów z głowy to nie znaczy, że nie przeżywa... I widzisz, nie każdy lekarz potwierdzi Twoje słowa. Wolontariuszem w hospicjum też byłam przed maturą. To rzeczywiście daje dobrą perspektywę.
OdpowiedzUsuńJa jestem gruba, bardzo gruba, ale nie warunkuje mojego szczęścia od mojej wagi. Pewnie że chciałabym schudnąć, ba! Odchudzam się nawet, ale szczęście i pewność siebie jest tu i teraz, a nie kiedyś tam jak już schudnę.
"A bliźniego swego jak siebie samego". Kochaj ludzi, kochaj siebie! Przesyłam uściski!
Ps. Ja to się wolę wyspać niż umalować... Boję się o Ciebie, czy myślisz, że gdy schudniesz będziesz lepszą, bardziej wartościową, atrakcyjną osobą? Dla nas czytających bloga bedziesz tą samą Kariną, ale ja bym szczerze chciała przeczytać, że szczęśliwą.
OdpowiedzUsuńJak będziecie mnie kopać to na pewno szczęśliwa nie będę.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że odbierasz to co piszę jako atak...
OdpowiedzUsuńJa pamiętam mojląl mamę, która odchudzała się, żeby być szczęśliwszą, żeby mąż był dla niej lepszy itd... I to noe kończyło się dobrze.