Pozwólcie, że na początku przedstawię naszych nowych lokatorów.
Mąż przed weekendem zrobił nam mega niespodziankę.
Tadaaam!
A oto ona:W sobotę pojechaliśmy wszyscy wybrać rybki i tak mamy:
- 2 skalary, które mają już nawet imiona - Franciszek i Majeczka
- 7 neonów czerwonych
- 4 głupiki (2 żółte i 2 pomarańczowe)
- 2 danio czerwone
Tym mniejszym dzieci także nadały imiona, ale nie mam pojęcia, który jest Spongebob, a który Chase czy Sky...
Radości co niemiara.
Chociaż na początku skalary nam trochę narobiły stracha, bo jakieś takie nieruchliwe, ospałe, przestraszone były i blade, mimo iż wszystko zrobiliśmy według zaleceń, woda odstana, kamień kilkakrotnie wypłukany, itp. itd. A mąż już miał we wczesnej młodości do czynienia z akwarystyką, więc się na tym zna. Z tym, że ze skalarami miał zawsze niestety problem. Okazało się, że te problemy powodował głównie stres. Przy zgaszonym świetle odżywały. Możliwe że miały za jasno, bo gdy wymieniliśmy podłoże na ciemniejsze, to zaczęły pływać i to wręcz jak rakieta.
Super jest się tak wpatrywać w akwarium. Dziś rano sobie wypiłam kawkę w towarzystwie rybek.
Chciałam opisać sytuację u teściów, właściwie kontynuować wpis Z dziennika hipochondryka.
Z góry sorry za język.
Skończyłam wówczas na tym, że Agnieszka wyprowadziłam się do swojego chłopaka Misia. Po kilku dniach ojciec mojego męża rozchorował się i wcale się nie dziwię, zważając na to w jakich warunkach on teraz żyje (pisałam wtedy, że mieszka w kotłowni, śpi na deskach,...). Przez dwa tygodnie miał gorączkę i nie pojechał zrobić wymazu na koronawirusa, bo moja teściowa mu nie pozwoliła. No bo kto jej przyniesie zakupy jak on dostanie kwarantannę? Boże! Widzisz i nie grzmisz!
Przez dwa tygodnie męczył się z gorączką i nawet mój mąż mu nie przegadał, żeby się wreszcie zbadał, bo "By się w domu wkurwiły". Dopiero gdy zaczął sikać krwią, to zdecydował się zadzwonić do stacji epidemiologicznej. Po pobraniu wymazu został objęty kwarantanną, ale tylko na 24 godziny, bo po upływie doby, dostał informację, że wynik jest negatywny. I po co było to wszystko? Te dwa tygodnie tak się męczyć? Zaczął w końcu leczenie, a właściwie to diagnozowane, ale mój mąż obstawia, że to jak u bezdomnych, no bo od czterech miesięcy żyje właśnie jak bezdomny, więc nie ma się co dziwić, że go dopadły zapalenia różnych narządów.
To jest paranoja, że dorosły mężczyzna godzi się na takie traktowanie. Wydaje mu się, że robi dobrze. Moja teściowa to wzorowa manipulatorka. To jest przerażające co ona z nim wyprawia.
To już ja sama chciałam dzwonić na policję, do MOPSu, żeby ktoś się tym zajął i coś z tym zrobił, ale mąż mówi, że nikt na to nic nie zrobi, bo nawet jak tam pojadą, to jego ojciec powie, że on z własnej woli w tej kotłowni siedzi i nic złego mu się nie dzieje. To jest trochę podobna sytuacja jak gdy ktoś zadzwoni, że sąsiad katuje żonę. Policja wpada, pyta, to sie dzieje, a kobieta: "Nic się nie dzieje, wszystko w porządku, to nie u nas", "A te siniaki?", "A to nic, uderzyłam się o szafkę". No chore, ale jakie częste...
Ja chyba za bardzo to wszystko przeżywam. Teraz mnie nawet z nerwów trzęsie, gdy to Wam opisuję.
Co jeszcze?
Aga tydzień temu u Misia dostała bardzo silnego bólu brzucha i wymiotowała. Chłopak zawiózł ją na SOR. Okazało się, że to zapalenie wyrostka. Ból minął, ale zabieg trzeba było wykonać.
Teściowa jakby z pretensją zadzwoniła do szpitala, poprosiła chirurga i pyta, po co wycinać jak już przestało boleć? Co za człowiek. Nie zna się, a się wtrąca.
Zapomniałam, przecież ona wszystkie rozumy pozjadała.
Zabieg został przeprowadzony laparoskopowo, więc nawet jej kroić nie musieli. Problemy się zaczęły, gdy przyszło do wypisu, bo Aga chciała wrócić do swojego domu, ale tam jej nikt nie wpuści (pisałam, drzwi zamknięte na klucz). Zadzwoniła do mojego męża płacząc, żeby przegadał "starej wariatce". Mój mąż się nie chciał wtrącać i powiedział jej, żeby Misiu ją normalnie zawiózł do domu i najwyżej niech robią tam cyrk przed sąsiadami. Muszą ją wpuścić jak jest zameldowana. Tylko, że Misiu do końca nie wie jak jest, coś tam się domyśla, ale Aga się wstydzi i woli żeby się przed nim takie akcje nie odbywały. A i tak już coś za dużo jej chłopak usłyszał, gdy będąc z nim rozmawiała z matką przez telefon i ta powiedziała, żeby sobie poszukała lepszego, zdrowego faceta. Aga nam powiedziała, że Misiu ma problemy zdrowotne i ma z tego powodu lekką niepełnosprawność. Wyszło że matka Agnieszki jest strasznie fałszywa, bo jak przyjeżdżał, to mu się na szyje rzucała, obcałowywała, obściskiwała, a za plecami takie rzeczy. A jeszcze trzy lata temu moja teściowa tak ochoczo stwierdziła, że ich sama do łóżka włoży i kołdrą przykryje, żeby szybko brzuch zrobili i żeby Misiu już został, bo zarabia 3 tysiące. I już chciała łapę na tym położyć.
Mój mąż jeszcze powiedział, że "jak Karina nie uciekła, to i Misiu też nie ucieknie". Że kurwa co?!
Nie uciekłam, bo nie miałam dokąd. Jakbym miała rodziców jak Misiu, to miesiąc po urodzeniu Maćka bym się wyniosła z tego domu wariatów, a może i jeszcze w czasie ciąży, bo już się wtedy zaczęły dziać rzeczy jakie nie powinny mieć miejsca.
Dowiedzieliśmy się też, że zanim siostra męża się wyprowadziła, to w jakiejś kłótni wygarnęła matce, że mój mąż się wyniósł, wyprowadziliśmy się, bo już nie mogliśmy z nią wytrzymać i ponoć moja teściowa skoczyłą na córkę za to z pięściami i się pobiły.
Teraz zaczynam rozumieć przyczynę tych bezsensownych SMSów wysyłanych do mojego męża od matki: "Syneczku mój Kochany, jak dobrze mieć syna. Jakie to szczęście dla matki największe". Albo "Ja babce całe czekolady do gęby pchałam, a ona taka niewdzięczna". No jakby się naćpała. A to ona przyjaciół szukała, jak się w domu wychlała.
Agnieszka nie chciała wrócić do Misia, bo potrzebuje opiekunki. Moja teściowa babki nie odda, bo też potrzebuje opiekunki, a przecież Aga mogła by przynieść ze szpitala koronawirusa. Ale jaja z nimi!
Pytam się potem męża, dlaczego Aga nie chce pojechać do chłopaka.
- "Bo nie chce, żeby obca baba koło niej chodziła i usługiwała"
- "Ale z czym usługiwała, bo nie rozumiem?"
- "No bo Agnieszka ma rozpisaną dietę na dwa tygodnie, jakieś kaszki, grysiki"
- "To sama sobie nie ugotuje?"
- "No jak? Po operacji?"
- "Jakiej operacji? To zabieg laparoskopowy tylko przecież"
- "No ale jak pójdzie po schodach?"
- "To mi po cesarce nikt nawet wody nie przyniósł, tylko zapierdalałam po schodach z dwójką dzieci na rękach, jedno pod jedną pachą, drugie pod drugą, a ona nie zejdzie sobie żarcia zrobić?"
- "To co innego..."
No pewnie, że co innego, bo ja jestem przecież "silna", maszyną, kurwa jestem...
Jakoś mną się mój mąż nie przejmował po cesarkach. A Aga "taka bidna". Boli.
Wrrr...
Skończyło się na tym, że Aga pojechała do Misia i nawet nie próbowała wracać do swojego domu.
Tyle wiem.
Natomiast dzisiaj teściowa zadzwoniła do mojego męża z pretensjami, co on Agnieszce nagadał, że rozpowiada, że "Stara nam ślub zniszczyła".
Nie wiem kurwa o co chodzi i chyba wiedzieć nie chcę.
Cieszę się tylko, że nie mają mojego numeru telefonu, ani ja nie mam ich. Przynajmniej nie mogą zwalać na mnie, że "Ruda kurwa powiedziała to czy tamto", bo Ruda kurwa z nimi nie ma kontaktu.
I bardzo dobrze ze nie ma kontaktu o tyle zdrowsza bedziesz....
OdpowiedzUsuńTo prawda, chociaż nawet na odległość się tym wszystkim przejmuję.
UsuńCzytam i oczom nie wierze...
OdpowiedzUsuńNie ma to jak rodzina... https://jorgeijorge.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAkwarium piękne! Wygląda bajecznie - można się nieźle zrelaksować patrząc na te rybki :)
OdpowiedzUsuńCo do rodziny męża - brak słów i aż trudno uwierzyć że tak się może dziać w czyimś domu. Ale ludzie są porąbani i wierzę że tacy ci się mogli trafić teściowie.
Świat jest pełen psycholi :/
UsuńAkurat miałam tego pecha że i rodzice toksyczni i teściowie mi się trafili.
Piękne akwarium. Wyobrażam sobie radość dzieci. Zresztą ja sama lubię popatrzeć. Też chcielibyśmy kiedyś mieć.
OdpowiedzUsuńCo do teściów... Kiedyś zastanawiałam się skąd scenarzyści biorą pomysły na te dziwne seriale jak Trudne sprawy czy to. Okazuje się, że takie rzeczy dzieją się naprawdę.
oj dzieją się różne rzeczy na świecie.
UsuńIle ludzi - tyle historii.
Teściowa jest chora psychicznie, powinien ją zbadać psychiatra.
OdpowiedzUsuńCo do rybek to super sprawa. Też mieliśmy, gdy starsze dziewczyny były małe. Tyle, że moje dziewczynki były bardzo wrażliwe i gdy jakaś rybka padła i wynosiłam ją na śmietnik na zewnątrz, to dziewczynki patrzyły w oknie, więc musiałam zmienić kierunek i udawać, że idę do sąsiadki, która je wyleczy.
Gdy jedliśmy rybę to nie używaliśmy słowa "ryba" tylko dorsz, łosoś, miruna itd, czyli słów których dzieci nie znały :D Do tej pory tak robię z Tamalugą :D
U nas Maciuś bardzo przeżywa.
UsuńChoć gdy pierwsza padła, to mąż od razu pobiegł do zoologicznego po taką samą i dzięki temu dzieci nawet nie zauważyły.
Przy drugiej padniętej to ja narobiłam histerii i płaczu, więc nie dało się nie zauważyć.
Faustynka zniosła dzielnie.
Myślałam że będzie odwrotnie.
Teraz mamy problem z Molinezją - ma uszkodzoną płetwę.
A jakie rybki hodowaliście?
co do teściowej to już nawet psychiatra jej nie chce widzieć :P
UsuńA tak serio to wyrzucił ją lata temu, gdy zorientował się że przychodzi tylko po psychotropy od których jest uzależniona. Powiedział że nikt jej nie pomoże dopóki ona sama nie będzie chciała się wyleczyć.
Mieliśmy bardzo różne rybki, i skalary, i molinezje, i neonki, i welony, i bojowniki, itd... Staraliśmy się w jednym czasie mieć takie, które się tolerują i mogą być razem.
UsuńU nas neony jakieś takie nieobliczLne i agresywne, co jest raczej dziwne, bo uchodzą za spokojne rybki. A strasznie nam molinezje męczyły. Teraz siedzą w małym akwarium bo chorują na rybią ospę i dostają lekarstwo. Nie widać niestety poprawy :/
UsuńNie powiem , bo przeczytalam caly blog . Od deski do deski . Moje przemyslenia sa takie ze wszyscy jestescie dobrze popierdoleni . A Ty jeszcze wsztskie brudy opisujesz publicznie. Szopka , nie rodzina i malzenstwo.
OdpowiedzUsuńPrzy tej okazji chciałabym wspomnieć o stronie https://wetalk.pl/blog/jak-sobie-poradzic-po-rozstaniu/ tutaj można znaleźć wiele artykułów i porad od psychologów na temat różnych życiowych problemów chociażby rozstania. Poczytajcie. Polecam.
OdpowiedzUsuń