niedziela, 8 kwietnia 2018

Jestem kompletnie zdezorientowana

Zrehabilitował się.
Tym razem położył się wcześniej o ludzkiej porze, nikogo nie wkurwiał, dał się wyspać i dzieciom i mnie.
I co mam o tym wszystkim myśleć?
Dopadły go jakieś wyrzuty sumienia do których nigdy się nie przyzna czy jak? A może nie podobam mu się pod postacią Zombi i dlatego nie chciał mi fundować kolejnej nieprzespanej nocy?
Nie wiem kompletnie co w jego głowie siedzi i co się w ogóle dzieje. A ja takiej niewiedzy nie lubię, nie czuję się stabilnie ani bezpiecznie.
Te huśtawki przyprawiają mnie o mdłości.
Wiem, że nic nie wiem...
I co? I jest poprawa i ja to doceniam, ale za tydzień znowu może mu odwalić, zapomni że nie jest jedyny na tym świecie, nie jest jego pępkiem i znowu da czadu... Ehhh ...

25 komentarzy:

  1. Nawet Salomon by zglupial i sie poddal przy takim czlowieku, wiec nie win siebie. Jest jak jest, korzystaj z tego co mozesz. Jesli sie da to przeprowadz solidna rozmowe. Nie wiem, naprawde nie wiem jak go odczytac...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze, ze wrocilam do poprzedniej notki i przeczytalam komentarz Zony. Bardzo madrze Zona pisze. Nie mozna tkwic w przeszlosci, nie mozna przy kazdej okazji wracac do "bo kiedys juz tak zrobiles?".
      Kiedys bylo i minelo, zycie nie stoi w miejscu wiec nie pomagajmy mu sie cofac.
      Kazdy konflikt, kazdy problem nalezy rozwiazywac na biezaco i odkladac na polke "przeszlosc" co oznacza, ze bez wzgledu na to jak bardzo nowy problem jest podobny lub nawet identyczny to nie porownujemy, nie wracamy do starego, rozwiazujemy to co jest DZIS.
      No i co wazne, nawet w najgorszej klotni nie wolno zapominac, ze klocimy sie z kochana osoba.
      Cos mi mowi, ze Wy ten prog przekraczacie dosc czesto, a to rani bardzo gleboko i tkwi w podswiadomosci bardzo dlugo.
      Klocilam sie z moimi Exami ale zawsze uzywajac slow jak "kochanie, ale z mojej strony to wyglada tak...." Pamietam jak Owczesny kiedys nie wytrzymal i powiedzial "nie ma teraz zadne kochanie" na co ja spokojnie odpowiedzialam "oczywiscie moge cie nazwac skurwysynem, bo znam to slowo, ale wtedy juz nigdy w zyciu nie powiem kochanie, twoj wybor"
      Zamurowalo go.
      Ale zapamietal i skonczylo sie podnoszenie glosu, bo krzyk nie wzmacnia argumentow sprzeczki, krzyk tylko dowodzi, ze krzyczacy jest chamem.
      W dniu kiedy sie rozstalismy juz tak na zawsze powiedzial "bede do konca zycia podziwial twoje opanowanie" na co ja sie usmiechnelam i powiedzialam "prawda? nawet dzis moge do ciebie powiedziec kochanie, ale juz tego nie zrobie".
      Tak, nigdy nie uzylam slowa, ktore staloby miedzy nami i nie pozwalalam jemu na uzywanie takich slow. Raz wrzasnal jakims przeklenstwem nie "na mnie" ale tak w powietrze, wyszlam i powiedzialam, ze owszem moge rozmawiac ale z czlowiekiem, ze zwierzeciem sie nie da. I to robilam ja, kobieta, ktora normalnie klnie jak szewc i truck driver:)) Tak klne i moge mojemu mezowi powiedziec w zartach "fuck you" albo nazwac go asshole, ale to jest w zartach. Jak jest konflikt to bardzo misternie dobieram slowa. Nie oskarzam, nie mowie "bo TY" mowie "ja to tak odbieram" i mowie cicho, cichy glos dziala kojaco nie podgrzewa i tak wysokiej temperatury konfliktu.
      Nie wiem, moze sprobuj....

      Usuń
    2. Ja się już boję zaczynać z nim rozmów bo kończą się kłótnią - wiesz... Pan Zajebiście Zajebiste zawsze ma rację i ma być wszystko tak jak on chce.
      Wiem że nie powinnam wracać do przeszłości, ale jeśli po przewinieniu nie ma żalu bo się wręcz nie widzi że coś jest nie tak i sito powtarza raz drugi trzeci, nagminnie wręcz, to ciężko jest nie rozpamiętywać. Może gdyby choć jakaś skrucha się pojawiła, jakieś słowo "przepraszam" to nie wracałabym może do przeszłości a tak to ciągle wiele spraw nie jest zamkniętych.
      Uważam że jeśli ktoś nie potrafi przepraszać i szczerze żałować to powinien żyć tak aby przepraszać nie musiał.

      Usuń
    3. Zgadzam sie z ostatnim zdaniem.
      A moze napisz mu list. Poswiec czas i wylej wszystko co lezy Ci na sercu, na spokojnie, bez oskarzen ale podkresl jak bardzo Ciebie boli takie jego zachowanie, bo przeciez kochasz i chcesz wierzyc, ze on tez kocha. Nie pisz tego na szybko, to moze trwac i miesiac pisanie takiego listu, wazne zebys ujela tam wszystkie swoje uczucia, emocje, nastroje itp.
      To moze byc jedyna szansa, ze cos dotrze.
      Popros zeby tego nie czytal przy Tobie, ale wtedy kiedy jest sam, daj mu ten komfort samodzielnego spojrzenia "w lustro" wlasnego wnetrza.
      Byc moze cos w nim peknie... nie wiem, nie znajac czlowieka jest trudno przewidziec co moze do niego trafic. Ale sprobowac warto.
      Jesli masz jakies pytania, lub myslisz, ze moglabym w czyms pomoc, pukaj na @ zawsze chetnie pomoge jesli tylko bede mogla.

      Usuń
    4. Myślę że ten list to dobry pomysł. Dziękuję za podpowiedź ;)

      Usuń
    5. Eee tam (ponieważ Twój mąż przypomina mi mojego powiem Ci co będzie ) wyśmieje ten list ,w sensie samego pomysłu...Na pewno nie zasiądzie do niego szczerze przejęty ...uwierz mi.
      Tez się naczytałam kiedyś w gazecie głupot w stylu "kobieta powinna zrozumieć,wybaczyć,dbać itp itd...jesli coś Cię boli i przeszkadza - napisz list itp itd.".
      Nie warto.
      Prawdziwy problem polega na tym,że kobietom pisze się mądre mądrości ,a faceci ot po prostu sobie tkwią w małżeństwie i absolutnie nawet nie przyjdzie im do głowy poczytanie "jak dbać o makzmałżwo", a co dopiero jakieś czyny...
      Pozdrawiam!
      Rozumiem Cię w 1000%...
      Netka

      Usuń
    6. Nie wiem jaki skutek taki list przyniesie, jednak mogę mieć nadzieję, bo co mi pozostaje? Warto próbować wszystkiego, aby ratować małżeństwo. Ja uważam, że tylko w jednym przypadku nie ma sensu ratować związku - gdy któraś ze stron zakocha się w kimś innym.
      Ja chcę mieć pewność że zrobiłam wszystko żeby nasze relacje naprawić. Dopiero gdy wyczerpię wszystkie możliwości i się nie uda, będę mogła z czystym sumieniem związek zakończyć.

      Usuń
    7. Netko, przepraszam, ze sie wtrace, ale w koncu pomysl listu jest moj, wiec niejako mam prawo. Fakt, ze maz Kariny przypomina Ci Twojego wcale nie znaczy, ze sa dokladnie tacy sami.

      A skoro Twoj maz jest podobny, to moze masz jakas rzeczowa rade jak z takim postepowac?

      Usuń
    8. przy czym "olac i cierpiec" nie jest rozwiazaniem problemu.

      Usuń
    9. No dobrze dziewczyny,nie powinnam się wymądrzać ...:-)
      Pisz Karinko,pisz...
      Netka

      Usuń
    10. P.S. Stardust a nie obrazisz się i napiszesz mi ile masz lat?..
      Czy to zbyt osobiste pytanie?!
      Jeśli tak ,nie odpowiadaj...Po prostu masz jeszcze taką silną wiarę w zmiany ludzi...
      Netka

      Usuń
    11. Netko, Ty już nie wierzysz w swoje małżeństwo? Napisz mi proszę więcej. Co się u Was dzieje? Pamiętam z Twoich wcześniejszych odpowiedzi, że szczęśliwa nie byłaś. Przykro mi. Czy nic się nie zmieniło?

      Usuń
    12. Netko absolutnie sie nie obraze, za trzy miesiace skoncze 64 lata. Mam trzeciego meza, dwaj poprzedni byli niereformowalni wiec sie rozeszlam.
      Na miejscu Kariny tez juz dawno bylabym rozwiedziona, ona wie, ze takie jest moje zdanie. Ale ja z kolei wiem, ze Karina bardzo chce zrobic wszystko co moze zeby to malzenstwo uratowac i ja to szanuje.
      Tak, pisalam listy do mojego drugiego meza, wyobraz sobie, ze pomogly ale tylko w opwiedzmy 50-60% a to juz duzo. Niestety te pozostale 40% nas przeroslo. Ale tez rozstalismy sie w pelnej zgodzie i szacunku, czego dowodem jest fakt, ze pojechalismy wspolnie w podroz "rozwodowa", bo dlaczego nie?
      Jesli mozna uczcic malzenstwo podroza poslubna, to dlaczego nie uczcic kulturalnego rozwodu podroza rozwodowa?
      Mam nadzieje, ze odpowiedzialam na Twoje pytanie wystarczajaco a nawet z bonusem:)))
      pozdrawiam

      Usuń
    13. Czasem jak tak pomyślę, to mam też wrażenie, że ludzie mają takie związki, jakimi je widzą zanim je zawrą. W sensie, nie mówię o podejściu do związków po przejściach, tylko o tym jakie ma się o nich wyobrażenie w młodości, zanim się w pierwszy poważny związek, w ogóle wejdzie...

      Ja zawsze byłam w tych sprawach idealistką. Wierzyłam zawsze, że istnieje prawdziwa miłość, idealne małżeństwa i rodziny. I takiego też męża mam, który myśli podobnie, i mówcie co chcecie, ale ja jestem tego pewna, że między nami zawsze będzie tak jak jest i będziemy tworzyć wspaniałą rodzinę z naszymi przyszłymi dziećmi. Jeśli zaś będę żyła rozmyślaniem i obawami, że ,, na pewno nie będzie zawsze kolorowo i kiedyś się wszystko zjebie a mój P. się całkowicie zmieni '', to nie dość, że teraz nie będę żyła spokojnie - tylko zmartwiona złymi myślami, to jeszcze w dodatku je po prostu przyciągnę!!

      Przeczytajcie sobie książkę ,,Potęga podświadomości'' Murphy'ego, może to Wam trochę pomoże (piszę głownie do Kariny i Netki w tej chwili)

      Usuń
    14. Dzięki za propozycję książki ;)
      Ja kilka lat do tyłu też miałam takie pode4jak Ty i idealizowałam swój związek.
      Problemy zaczęłam dostrzegać gdy urodziłam pierwsze dziecko, bo nagle zobaczyłam, że nie ma przy mnie męża. Duży wpływ na nasze relacje małżeńskie miała też teściowa, niestety działała na niekorzyść. A ja nie potrafię tego przepracować i mam do męża żal.

      Usuń
    15. Walczę o to małżeństwo, bo to nie był zwykły związek, ot zauroczenie szczeniaków. My od początku mieliśmy pod górkę, walczyliśmy o siebie, musieliśmy wiele przeszkód pokonać. Mimo przeciwności było między nami wspaniale, więc to nie może się tak skończyć jak za pęknięciem bańki mydlanej. Problemy zaczęły się po przeprowadzce do teściów. Tu panuje chora atmosfera i emanująca zewsząd nienawiść, mściwość i zazdrość. Ja jeszcze S2 domyślam, że my mieszkając tutaj tyle lat, sami przesiąknęliśmy tymi złymi emocjami i brakiem szacunku. Dla mnie najważniejszy w związku zawsze był i jest szacunek, a tego nam właśnie zabrakło i to sprawia ból, ale nadzieja umiera ostatnia dlatego ja podejmuję tą walkę.

      Usuń
    16. Fajny blog. Widzę mamy troszkę podobne życie. Trzymam kciuki.

      Usuń
  2. A co z Waszym domem i planami sprzedaży? Wydaje mi się, że Wasze małżeństwo nie będzie normalne i szczęśliwe dopóki nie wyprowadzicie się na swoje..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekamy aż się kupiec zdecyduje, tzn jak kredyt dostanie, ale to może nastąpić dopiero w lipcu.

      Usuń
  3. Karino! Przede wszystkim spóźnione, ale szczere Sto Lat! Niech się spełnią Twoje wszystkie marzenia. Bądź szczęśliwa!

    Nie wiem co mam napisać o ostatnich dwóch notkach. Facet ( mąż ) powinien zapewnić rodzinie godne życie. Chciał mieć dzieci? To niech zadba o nie! O godne i spokojne warunki. O bezpieczeństwo. Nie wyobrażam sobie takiego życia. Gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? Całymi dniami z dziećmi w jednym pokoju, bez chwili wytchnienia i spokoju, a on czeka na pochwały, że zmył talerz? Wybacz za to co pisze. Ale dla mnie to nie facet, tylko chłopiec, który bawi się w dom... podziwiam Cię za cierpliwość. Niestety nie pomogę. Nie znam recepty na tą sytuacje. Ja nie jestem tak silna psychicznie żebym mogła to udźwignąć. Zostawiłabym go i poszła jak najdalej z tego dziwnego domu... trzymam mocno kciuki za Waszą wyprowadzkę. Mam nadzieje że jest ona już bliżej niż dalej. Czy Ty w ogóle masz jakiś czas tylko dla siebie? Bez męża, dzieci, jego rodzinki za ścianą? Może powinnaś zostawić męża z dziećmi samego na jeden dzień, żeby zobaczył jak Twój dzień wyglada?
    Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Mój mąż chyba dopiero zaczyna wkracza ćwiczenia w dorosłość i staje się mężczyzną i jak to w tym okresie jest częstym zjawiskiem - pojawia się bunt i stawianie na swoim. Jestem dobrej myśli bo znowu jest lepiej. Małżeństwo i macierzyństwo nauczyły mnie cierpliwości, więc nie ma tego złego...
      Czasu dla siebie nie mam - to fakt. Ot, nawet do fryzjera ciągnęła córkę. Do wszystkiego można się przyzwyczaić - jak powiedziała moja psycholog - dodając, że to nie znaczy że to dobre przyzwyczajenia. Ooo... Właśnie. U psychologa, to jest jedyny czas dla mnie, taki bez dzieci. A poza tym nie mam możliwości zostać sama. Może się to zmieni. Mąż zapewnia, że będzie z dziećmi wychodził na spacery żeby mnie odciążyć - chcę w to wierzyć.
      Co do zostawienie męża z dziećmi na cały dzień - kiedyś został na 4 godziny. No dał radę. Tylko to było 4 godziny przed tv z dziećmi. Więc takie dał radę, bo wszyscy przeżyli, ale nie do końca, bo obiadu nie ugotował. No ale od czegoś trzeba zacząć - małymi kroczkami.

      Usuń
  4. Ja wiem, że obiecałam sobie nie komentować wpisów o twoim mężu, rodzinie, ale naprawdę martwię się twoją sytuacją. Niestety Netka może mieć rację, co nie znaczy, że nie możesz takiego listu napisać - w końcu nic nie tracisz, a możesz zyskać. Nie zgadzam się natomiast z tym, żeby ratować małżeństwo mimo wszystko i szukać winy też w sobie. To nieprawda, że wina zawsze leży po środku, bo jest wiele sytuacji, w których winna jest tylko jedna strona. No, chyba, że np. winą maltretowanej kobiety jest jej bierność - to OK. Niestety w naszej kulturze i świadomości wciąż obecne są stereotypy, gdzie o żona musi walczyć o związek, gdzie opieka nad dziećmi nie jest uznawana za pracę. Twój mąż zapewne uważa, że skoro on pracuje to więcej mu się należy i nic już w domu robić nie musi. Nie zdaje sobie sprawy, że ty wykonujesz prawdopodobnie dużo cięższą pracę a nie masz prawa do zasłużonego odpoczynku. Może takie wzorce mu wpojono, może tak został wychowany, nie wiem, bo go nie znam. Ty natomiast znasz najlepiej i jego, i sytuację, i wiesz co robić, jak robić i czy warto. Póki co on funduje ci taką sinusoidę emocji, że odbija się to na tobie i na waszych dzieciach. Często człowiek dopiero gdy dostanie porządnego kopa potrafi powiedzieć "koniec!" Mam nadzieję, że do takiego kopa u ciebie nie dojdzie, i że sama ogarniesz sytuację. Ja z kolei polecam "Psychologię miłości" Wojciszke. Wyjaśnione jest tam, między innymi, dlaczego ludzie trwają w frustrujących związkach - bo jest im żal zainwestowanych starań. Wręcz nie dopuszczają do świadomości tego, że ich wkład i praca nad związkiem nie przynosi efektów.
    Oczywiście życzę ci jak najlepiej i mocno trzymam kciuki i mam nadzieję, że wszystko się ułoży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne podejście. Wina nie zawsze leży po obu stronach. Na pewno często, ale nie zawsze. Moją winą jest tu brak zaufania do męża i być może chłód z mojej strony. Zdaję sobie sprawę i staram się nad tym pracować - tylko że to z czegoś wynika, ta moja wina - nie wzięła się tak ot z powietrza.
      No właśnie: "żona musi walczyć" - gdyby obydwoje walczyli byłoby mniej rozpad ów związku. Bo wydaje mi się że jak dwoje ludzi wchodzi w związek to obydwoje muszą o niego dbać, obydwoje muszą do niego wkładać jeśli chcą coś z niego wyciągnąć.
      Nie mam problemu z tym ile muszę zrobić, bo ja bardzo lubię domowe pracę, sprawiają mi przyjemność, ale tak, potrzebuję odpocząć - tak na przykład wyjść sobie SAMA na spacer i beztrosko posiedzieć w parku. Marzę o wannie w naszym przyszłym mieszkaniu - tak żeby się wyłożyć w niej na dłużej w pisanie i przy świecach, olejkami eterycznych, bez tego "Mamo!". Rozumiesz? Brakuje mi relaksu, takiego aby naładować akumulator na następne dni, tygodnie, miesiące i to nie znaczy że nie kocham dzieci, bo kocham je nad życie, ale działam na jakimś totalnym zapasie baterii.
      Mam nadzieję że ten porządny kop mnie nie dosięgnąć i wygram walkę o szczęśliwy związek i o siebie.
      Dziękuję za polecenie książki - z pewnością nie przejdę obok niej obojętnie. To prawda z tymi związkami - żal mi tego ile włożyłam - ile wkładaliśmy RAZEM na początku.

      Usuń
    2. Takie stereotypy. Bo moje małżeństwo też się wali tak na prawdę z winy męża. On się nie stara, nie musi. I jeszcze jak komuś powiem, że on mnie zdradził to co słyszę: " No czegoś musiał szukać u innej"- serio? Ja teraz czytam książkę prof.Lwa Starowicza:"O kobiecie" i "O mężczyźnie" i dużo w kwestii zdrady mi się rozjaśnia. I jestem pewna, że to nie moja wina. Jednak teraz brak poczucia wartości i brak zaufania niszczy nas oboje, chociaż mnie chyba bardziej.

      Usuń
    3. Ewa! Kto Ci wmawia że to Twoja wina? Przecież to bzdury! Zdradza, bo chcę zdradzać. Gdyby nie chciał to by nie zdradzał. A skoro zdradził, to wg mnie już to Wasze małżeństwo zawalił. Przykro mi.

      Usuń